Bez przebaczenia. Western po polsku

Były prezydent wywodzący się z SLD ?to polityk, który – jak wynika ?z sejmowego wystąpienia dawnego ?szefa CBA – ma za nic zasady równości ?i jawności. Jako były lider formacji lewicowej pozostaje więc dla niej obciążeniem – uważa socjolog.

Publikacja: 08.07.2014 02:00

Medialne doniesienia o współpracy Aleksandra Kwaśniewskiego z Janem Kulczykiem (z lewej) obniżyły no

Medialne doniesienia o współpracy Aleksandra Kwaśniewskiego z Janem Kulczykiem (z lewej) obniżyły notowania tego pierwszego wśród Polaków

Foto: Rzeczpospolita, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Red

Aleksander Kwaśniewski nie miał ostatnio dobrej prasy. Pogłoska, że doradza azjatyckiemu satrapie i polskim biznesmenom, a także ukraińskim oligarchom nazbyt blisko współpracującym z obalonym przez Majdan reżimem, nie zaskarbiła mu sympatii Polaków, którą przez wiele lat się cieszył. O jakimkolwiek sukcesie wyborczym w przypadku tego polityka też trudno w ostatnich latach mówić – formacje, którym patronował, nie odnosiły spektakularnych sukcesów (Lewica i Demokraci) lub doznały druzgoczącej porażki, z której nieprędko lub nawet nigdy się już nie podniosą (Europa Plus Twój Ruch w tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego).

Nazwiska się zużywają

A przecież jeszcze nie tak dawno z pełną powagą szacowano potencjał i diagnozowano ewentualny wpływ byłego prezydenta na sukces formacji Janusza Palikota. Ten z kolei za wszelką cenę chciał taktycznie zerwać ze stworzonym przez siebie wizerunkiem błazna i zyskać na powadze w towarzystwie kogoś bardziej charyzmatycznego od siebie. Część prominentnych analityków sceny politycznej szła w swoich diagnozach znacznie dalej – efektem zaangażowania się Kwaśniewskiego po stronie Twojego Ruchu miało być wręcz zmarginalizowanie Sojuszu Lewicy Demokratycznej i jego obecnego lidera.

Okazało się jednak, że nazwiska historyczne zużywają się bezpowrotnie („imion miłych ludowi lud pozapomina"), a kojarzony z nimi oryginalny styl polityczny nie działa w każdym kontekście społecznym i historycznym.

Były prezydent Aleksander Kwaśniewski wykonał swego czasu dobrą robotę. W przeszłości stały za nim, a w konsekwencji za jego wyborem, realne potrzeby i marzenia wyborców. Kwaśniewski był idealnym remedium na lęki i frustracje społeczne. Wielu wyborców w latach 90. przestraszyło się bowiem, że w nowej, cały czas kształtującej się, rzeczywistości III RP nie znajdzie dla siebie miejsca. Była to reakcja na fatalny styl wyalienowanych rządów postsolidarnościowych, które nie liczyły się z olbrzymimi kosztami transformacji, oraz prezydentury Lecha Wałęsy, którego kolejne „przyspieszenia" i „rządy zderzaków" nie dawały poczucia bezpieczeństwa i nie pozwalały na rozgoszczenie się w nowej Polsce.

Mariusz Kamiński lub ktoś mu podobny powróci lada dzień – żeby kolejny raz uświadomić nam, że ci, których podziwialiśmy, nie służą wspólnemu dobru

Amnestia dla PRL

Aleksander Kwaśniewski zarządzał skutecznie emocjami wyborców, przedstawiając się jako empatyczny polityk ponad podziałami. Lansując hasło „Wybierzmy przyszłość", nastawiał społeczeństwo pozytywnie do rzeczywistości i pozwalał mniemać swoim wyborcom, że w nowej Polsce każdy – niezależnie od swojego uwikłania i wyborów dokonywanych w okresie PRL – znajdzie dla siebie miejsce. Na swoistą amnestię mogli liczyć nawet ci, którzy w przeszłości mijali się z prawdą lub mieli niezbyt chlubną przeszłość – a na początku transformacji wielu Polaków chciało o znacznej części swojej biografii jak najszybciej zapomnieć. Dzięki prezydentowi z obozu lewicy luki w biografii nie doskwierały już tak bardzo, a kłamstwo i przemilczenie przestały być czymś wstydliwym. Wszak sam Kwaśniewski nie informował precyzyjnie o swoim wykształceniu.

Były prezydent był więc Mojżeszem nie tylko postkomunistycznej lewicy, którą zgrabnie przeprowadził przez Morze Czerwone. Był nim również dla zagubionych w nowej rzeczywistości milionów Polaków pragnących zapomnieć o obciążeniach swojej przeszłości i marzących o tym, by w końcu stać się pełnoprawnymi, zadowolonymi z siebie konsumentami. Swojski Olek w nieco lepszym garniturze to wszystko im z nawiązką gwarantował – schlebiając po drodze ich niezbyt wyszukanym gustom (disco polo w pierwszej kampanii wyborczej) i dając przyzwolenie na amnezję.

Szeryf mówi: „Sprawdzam"

I w ten sposób, czyli happy endem, mogłaby się skończyć ta złota legenda Aleksandra Kwaśniewskiego, który prawdopodobnie dalej doradzałby kolejnym oligarchom i patronował nieudanym przedsięwzięciom politycznym. Mogłaby, ale w polityce mało co się dobrze  kończy – to obszar, jak mawiał Max Weber, niespełnienia i w efekcie gorzkiego rozczarowania. Po latach świetnej passy byłego prezydenta zdarzyła się bowiem rzecz nieoczekiwana zarówno dla niego samego, jak i całej postkomunistycznej formacji. Na scenę niespodziewanie powrócił były szef CBA Mariusz Kamiński i oznajmił: „Sprawdzam".

W tym miejscu warto zapytać: jaki jest efekt owego „sprawdzam"? Co uświadomił były szef CBA Polakom oraz części ich reprezentantów, którzy po jego wystąpieniu w Sejmie RP byli wstrząśnięci?

Okazało się – a na naszych oczach wiedza ta przebija się do wyborców – że Aleksander Kwaśniewski nigdzie już nikogo nie przeprowadzi, nic nikomu nie zaoferuje oraz żadnym lękom nie zaradzi. Pomimo składanych przed laty obietnic o równym dostępie do zasobów i równych szansach dla każdego, to on i tylko on jako jedyny zyskał status pełnoprawnego konsumenta dóbr i usług.

Czy podobnego przekonania wyborcy mogą nabrać na temat całej postkomunistycznej formacji? Przyglądając się nerwowym reakcjom liderów SLD, można uznać, że właśnie tego – i w konsekwencji utraty poparcia na rzecz Platformy Obywatelskiej – najbardziej się obawiają. Choć są wściekli na Aleksandra Kwaśniewskiego za poparcie Janusza Palikota, muszą go kolejny raz bronić w swoim dobrze pojętym interesie. Komu bowiem potrzebna jest lewicowa formacja, której były lider za nic ma zasady równości i jawności i nie tyle nawet oszukał Polaków, ile manifestacyjnie pokazał, kto tak naprawdę wygrał te nasze ostatnie 25 lat wolnej Polski?

Podejrzenia o nabytym w dziwny sposób domu – prawdziwe czy nie – dla wielu wyborców mogą się wydać wiarygodne. Kwaśniewski – posiadacz  luksusowych apartamentów i letnich rezydencji, bywalec światowych salonów, wygłaszający pochwalne mowy nad grobem odpowiedzialnego za polityczne mordy Wojciecha Jaruzelskiego – przestał być dla milionów obiektem admiracji i nośnikiem nadziei.

A Mariusz Kamiński? Kim w odbiorze wyborców jest lub może być ten, który poprzez swoje – czasem kontrowersyjne i budzące wątpliwości – działanie postawił fundamentalne w demokracji pytanie o równość wobec prawa? Jak może być odbierany dziś człowiek, który stawia społeczeństwo przed czytelną alternatywą: państwo polskie albo państwo Kwaśniewscy?

To symboliczny szeryf. Nie jest pozbawiony wad. To człowiek po przejściach. Chce jednak zaprowadzić ład i przywrócić dawne wartości.

Postać szeryfa jest figurą wieloznaczną, z którą łączą się często sprzeczne, jak najbardziej zróżnicowane, emocje. Z jednej strony to bohater starający się przywrócić porządek. Z drugiej zaś – budzi obawy, narusza utrwalone wyobrażenia, obala dawnych idoli, używając do tego czasem brutalnych metod. Ale świat Dzikiego Zachodu nie jest jeszcze uporządkowany i do końca ucywilizowany.

Kłopotliwy bohater

Dlatego też, kiedy odjeżdża w stronę zachodzącego słońca, żegnamy go za każdym razem nie tylko jako podziwianego bohatera. Odczuwamy też ulgę. Bo z kimś, kto stawia niewygodne pytania, obala panujące opinie i wie o nas więcej, niż my sami jesteśmy w stanie przyznać, trudno na co dzień przebywać.

Postacie takie są jednak każdej wspólnocie potrzebne do przekraczania siebie i jej odnowy. Dlatego też Mariusz Kamiński lub ktoś mu podobny powróci lada dzień – żeby kolejny raz uświadomić nam, że ci, których podziwialiśmy, nie służą wspólnemu dobru. Ten szeryf pokazuje, że ich czas się kończy. Być może to on jest tym, który zada dawnemu światu ostateczny cios. Zrobi to „bez przebaczenia". W końcu ktoś musiał to zrobić w naszym imieniu.

Autor jest analitykiem trendów społecznych ?i rynkowych, pracował dla wielu marek ?i partii politycznych

Aleksander Kwaśniewski nie miał ostatnio dobrej prasy. Pogłoska, że doradza azjatyckiemu satrapie i polskim biznesmenom, a także ukraińskim oligarchom nazbyt blisko współpracującym z obalonym przez Majdan reżimem, nie zaskarbiła mu sympatii Polaków, którą przez wiele lat się cieszył. O jakimkolwiek sukcesie wyborczym w przypadku tego polityka też trudno w ostatnich latach mówić – formacje, którym patronował, nie odnosiły spektakularnych sukcesów (Lewica i Demokraci) lub doznały druzgoczącej porażki, z której nieprędko lub nawet nigdy się już nie podniosą (Europa Plus Twój Ruch w tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego).

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?