Aleksander Kwaśniewski nie miał ostatnio dobrej prasy. Pogłoska, że doradza azjatyckiemu satrapie i polskim biznesmenom, a także ukraińskim oligarchom nazbyt blisko współpracującym z obalonym przez Majdan reżimem, nie zaskarbiła mu sympatii Polaków, którą przez wiele lat się cieszył. O jakimkolwiek sukcesie wyborczym w przypadku tego polityka też trudno w ostatnich latach mówić – formacje, którym patronował, nie odnosiły spektakularnych sukcesów (Lewica i Demokraci) lub doznały druzgoczącej porażki, z której nieprędko lub nawet nigdy się już nie podniosą (Europa Plus Twój Ruch w tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego).
Nazwiska się zużywają
A przecież jeszcze nie tak dawno z pełną powagą szacowano potencjał i diagnozowano ewentualny wpływ byłego prezydenta na sukces formacji Janusza Palikota. Ten z kolei za wszelką cenę chciał taktycznie zerwać ze stworzonym przez siebie wizerunkiem błazna i zyskać na powadze w towarzystwie kogoś bardziej charyzmatycznego od siebie. Część prominentnych analityków sceny politycznej szła w swoich diagnozach znacznie dalej – efektem zaangażowania się Kwaśniewskiego po stronie Twojego Ruchu miało być wręcz zmarginalizowanie Sojuszu Lewicy Demokratycznej i jego obecnego lidera.
Okazało się jednak, że nazwiska historyczne zużywają się bezpowrotnie („imion miłych ludowi lud pozapomina"), a kojarzony z nimi oryginalny styl polityczny nie działa w każdym kontekście społecznym i historycznym.
Były prezydent Aleksander Kwaśniewski wykonał swego czasu dobrą robotę. W przeszłości stały za nim, a w konsekwencji za jego wyborem, realne potrzeby i marzenia wyborców. Kwaśniewski był idealnym remedium na lęki i frustracje społeczne. Wielu wyborców w latach 90. przestraszyło się bowiem, że w nowej, cały czas kształtującej się, rzeczywistości III RP nie znajdzie dla siebie miejsca. Była to reakcja na fatalny styl wyalienowanych rządów postsolidarnościowych, które nie liczyły się z olbrzymimi kosztami transformacji, oraz prezydentury Lecha Wałęsy, którego kolejne „przyspieszenia" i „rządy zderzaków" nie dawały poczucia bezpieczeństwa i nie pozwalały na rozgoszczenie się w nowej Polsce.
Mariusz Kamiński lub ktoś mu podobny powróci lada dzień – żeby kolejny raz uświadomić nam, że ci, których podziwialiśmy, nie służą wspólnemu dobru