Chociaż imperator Wszechrosji władał surowo, to naród zrywał się na baczność, by z całego serca zaintonować „Boże, cara chrani!". Podobnie jak wielojęzyczne ludy łagodnie rządzone przez Franza Josepha prosiły Najwyższego: „miej w opiece cesarza i nasz tron". By nie wspomnieć o „Good save The King", co po angielsku znaczy to samo.
Z historycznej perspektywy patrząc, opatrzność niezbyt przejmowała się modłami, bo nie wywrócił się jedynie tron londyński, choć chwała i zasięg imperium odeszły w przeszłość.
Nie inaczej dzisiaj. Nadzieja zawsze umiera ostatnia i dobrze jest trwać w przekonaniu, że opieka z zaświatów towarzyszy naszym władcom, a więc po trosze i nam samym. Także i w Polsce, choć ani monarchia piastowska, ani potężna Rzeczpospolita Obojga Narodów nie miały podobnego hymnu. Może dlatego, że szlacheccy poddani sprowadzili krakowskiego, a potem warszawskiego monarchę do skromnej roli władcy konstytucyjnego, a wkrótce nawet wybieralnego prezydenta. O najwyższe wsparcie dla królewskich poczynań zabiegano więc innymi modlitwami i inne śpiewano pieśni. Na przykład przed bitwą pod Grunwaldem obie strony wznosiły pienia do Matki Bożej, wierząc, że ich właśnie weźmie w opiekę. Wynik bitwy znamy; Najświętsza Panienka najlepiej wiedziała, komu ma sprzyjać, przecież to Żydówka!
Jeszcze dzisiaj coś jest na rzeczy, choć od dawna mamy republikę, podobno demokratyczną. Przecież rządzący w latach 2007–2015 Donald Tusk i jego Platforma otrzymaną od wyborców przepustkę na drugą kadencję zawdzięczają nie sobie samym, lecz niemądrej opozycji. Podobnie jest z nerwową mamusią, niepotrafiącą zachęcić jedynaka do konsumpcji kaszki, aż wreszcie nawinie się jakiś brzydal lub dziadyga, którym można postraszyć rozwydrzonego bachora. Wtedy zje ze strachu. Wystarczyło jednak, że PiS w ostatnich wyborach schował swoje dyżurne upiory, by wreszcie odzyskać władzę. Na pewno jeszcze nieraz je ukryje, gdy zadrze z Unią albo gdy polecą mu ostro w dół słupki poparcia. Tylko ile razy damy się nabrać na to samo?
Podobnie i teraz. Żal patrzeć, jak Nowoczesna i poobijana, lecz wciąż jeszcze niezatopiona Platforma walczą o tego samego wyborcę, który wcześniej głosował na Donalda Tuska, nim ciepła woda w kranie zbrzydła nam do reszty. Albo jak współzawodniczą w eskalacji rozhuśtanych przez PiS obiecanek (tu bezkonkurencyjny jest Grzegorz Schetyna).