Antoni Macierewicz referując w ubiegły czwartek wyniki audytu w Ministerstwie Obrony Narodowej, ewidentnie przeszarżował. W swoich oskarżeniach pod adresem rządów koalicji Platformy Obywatelskiej i PSL zarzucił Radosławowi Sikorskiemu, iż ten jako szef MSZ „stwierdzał, że Rosja rychło będzie członkiem NATO".
To oskarżenie rozjuszyło polityka PO, który kilka dni później na Twitterze odpowiedział w charakterystycznym dla siebie stylu: „Panie Ministrze Obrony Narodowej, Antek, świrze, wskaż cytat, kiedy rzekomo mówiłem, że Rosja wkrótce będzie członkiem NATO". Rzeczywiście, próżno w wypowiedziach i tekstach Sikorskiego szukać takich jednoznacznych oświadczeń. Słusznie zatem broni się on – pomińmy jego knajacki język, z którego jest powszechnie znany – argumentem, że w roku 2009 wyłącznie snuł hipotetyczne rozważania nad możliwością wstąpienia Rosji do paktu północnoatlantyckiego.
Ale w twitterowej dyskusji, były minister spraw zagranicznych w rządach Donalda Tuska, oznajmił coś znacznie ważniejszego: „próbowaliśmy, tak jak cała reszta Zachodu, Rosję cywilizować", a potem skonkludował: „Niestety, nie udało się, co nie znaczy, że nie było warto próbować".
Tym samym Sikorski przyznał, że polityka wschodnia jego formacji z końca ubiegłej dekady poniosła porażkę. Bo przecież kiedy Platforma utworzyła w roku 2007 swój gabinet, postanowiła odróżnić się od Prawa i Sprawiedliwość. Chciała pokazać, że jest siłą prawdziwie europejską – inną niż oskarżane zewsząd o rusofobię PiS.
Polska podjęła więc szereg działań, które miały świadczyć o takiej zmianie. Chociażby przestała blokować zawarcie umowy między Unią Europejską a Rosją (blokadę ta podyktowana była próbami skłócania państw UE, między innymi w zakresie wspólnego bezpieczeństwa energetycznego), a Moskwa w zamian zniosła embargo na polskie mięso. Po objęciu prezydentury USA przez Baracka Obamę ówczesny rząd PO-PSL bardzo starał się udowodnić, że sprzyja amerykańsko-rosyjskiemu resetowi i unika za wszelką cenę konfliktów z Rosją.