Reklama
Rozwiń

Trafiony piłką

Janusz Filipiak, twórca i mózg giełdowego ComArchu. Kieruje jedną z nielicznych znanych na świecie polskich spółek. Po sobotnim przesłuchaniu kojarzony też będzie z problemami w futbolu

Publikacja: 15.04.2008 04:57

Trafiony piłką

Foto: Rzeczpospolita

Prezesem klubu sportowego MKS Cracovia, w którym działalność przyniosła mu w czasie minionego weekendu sporo nieprzyjemności, jest od czterech lat. Przede wszystkim jednak jest założycielem i szefem działającego od 14 lat ComArchu.

To firma mającą oddziały w Europie, USA, w krajach Bliskiego Wschodu. Pozycję rynkową ComArch zawdzięcza własnym produktom IT – oprogramowaniu dla biznesu, m.in. dla telekomunikacji, przedsiębiorstw produkcyjnych. Ale też odważnej strategii. – Chcemy być głównym obok SAP europejskim producentem oprogramowania – zapowiedział Janusz Filipiak. Porównywanie się do SAP może być uważane za przejaw megalomanii. Ale profesor, jak go często nazywają współpracownicy, mówił to, gdy firma miała już spółki w dziesięciu krajach. Zdobyła też kontrakty w USA i umowy z operatorami telekomunikacyjnymi w Niemczech, Francji, Szwajcarii.

Filipiak nie obawiał się wyjścia poza rodzime podwórko. Pewności dodała mu praca m.in. w laboratoriach France Telecom w Paryżu i na uniwersytecie w australijskiej Adelajdzie, gdzie zdobywał wiedzę naukową, a także doświadczenia menedżerskie. Po powrocie do Polski został profesorem nadzwyczajnym Akademii Górniczo-Hutniczej. Prace zlecane tej uczelni były inspiracją do utworzenia firmy. Już wtedy był znany z bezkompromisowego stawiania spraw. Gdy władzom uczelni zaczynało przeszkadzać, że angażował studentów (w ramach prac magisterskich wykonywali projekty dla firmy), ripostował: – Gdzie mają poznać praktykę?

Przed debiutem giełdowym ComArchu w 1999 r. nie krył swych celów – chciał się dzięki giełdzie uwiarygodnić i stworzyć dużą firmę (dziś zatrudnia prawie 3 tys. osób). Ale tuż po debiucie mógł się pożegnać z takimi planami. Stracił największego klienta – TP SA, źródło 40 proc. przychodów. To nauczyło go, by nie uzależniać się od jednego klienta, którą to zasadę stosuje do dziś. Nierzadko powtarza, że biznes to nie tylko wzloty. – Trzeba się nauczyć także przegrywać. Taki był, jest i będzie biznes – mówi.

Na pytanie, jakim jest szefem, odpowiada, że trudnym i wymagającym. – Z ludźmi nie można się cackać, bo wejdą człowiekowi na głowę. Muszą wiedzieć, kto rządzi – twierdzi.

Z ryzykiem chyba większym niż w biznesie spotyka się obecnie w sporcie. Inwestycja w chylącą się ku upadkowi Cracovię nie zaskoczyła tych, którzy znali sportowe pasje prezesa. Mówił, że zainwestował w Cracovię, bo to dobra marka. Potrzebowała jednak nie tylko pieniędzy, ale rozwiązywania wielu problemów, chociażby uporządkowania relacji z kibicami.

Teraz ma przed sobą kolejne problemy. Sądząc po reakcji na ostatnie wydarzenia, nie zamierza się poddawać.

Opinie Ekonomiczne
Polacy oszczędzają jak nigdy dotąd. Ale dlaczego trzymają miliardy na kontach?
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Opinie Ekonomiczne
Czas ucieka. UE musi znaleźć sposób na rosyjskie aktywa
Opinie Ekonomiczne
Adam Roguski: Ustawa schronowa, czyli tworzenie prawa do poprawy
Opinie Ekonomiczne
Ptak-Iglewska: USA zostawiają w biedzie swoich obywateli. To co mają dla UE?
Opinie Ekonomiczne
Bartłomiej Sawicki: Rachunki za prąd „all inclusive” albo elastyczne taryfy