Wzrosła produkcja przemysłowa w Chinach, w W. Brytanii nieruchomości podrożały po raz pierwszy od 2007 roku, a z badań Banku Anglii wynika, że w tym kwartale może wreszcie wzrosnąć akcja kredytowa. Lepiej zaczyna się dziać także u nas – według Haliny Wasilewskiej-Trenkner z RPP spadek produkcji przemysłowej zaczął hamować, a optymizm w gospodarce rośnie.
Rosną też kursy spółek. Amerykański Dow Jones zyskał w ostatnim miesiącu ponad 18 proc., podobnie niemiecki DAX, a także WIG20. Tymczasem notowania giełdowe uchodzą za pierwszy wskaźnik nadchodzącego ożywienia, wyprzedzający twarde dane gospodarcze o kilka miesięcy.
Czyżby zatem koniec kryzysu? To przedwczesny wniosek. Od szczytu z października 2007 roku do ostatniego piątku Dow Jones zaliczył cztery mocne, ponad dziesięcioprocentowe, zwyżki. Nie uchroniło go to jednak od załamania w ubiegłym miesiącu, gdy 9 marca sięgnął poziomów z kwietnia 1997 r.
Również dobre dane to tylko niewielka część wszystkich wiadomości gospodarczych. Wciąż mocniej brzmią te złe, jak choćby piątkowe informacje o wzroście bezrobocia w USA do poziomu nienotowanego od ćwierćwiecza. Mimo to zwiastunów ożywienia nie należy lekceważyć. Ich psychologiczny efekt jest niemal równie ważny jak finansowe wsparcie przewidziane w pakietach stymulacyjnych i planach ratunkowych. Kryzys zaczął się od credit crunchu – niechęci banków do pożyczania pieniędzy spowodowanej nieufnością i strachem, czynnikami nie tyle ekonomicznymi, co psychologicznymi. I tak jak przez psychologię w kryzys wdepnęliśmy, tak dzięki psychologii możemy zacząć z niego wychodzić.
[i][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/04/04/lukasz-rucinski-czas-na-psychoterapie/]Skomentuj[/link][/i]