Chłopcy do bicia

Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Bank Polska SA

Publikacja: 30.04.2009 05:54

Chłopcy do bicia

Foto: Fotorzepa, Bartłomiej Zborowski Bar Bartłomiej Zborowski

Red

Jako przedstawiciel sektora bankowego mogę szybko zostać oskarżony o tendencyjność, ale trudno – ten felieton jest w obronie sektora bankowego. A właściwie ku poszerzeniu wiedzy o konsekwencjach łatwo rzucanych tez i ferowanych wyroków.

Niemal zewsząd słychać: „nie zważając na nic, banki mają dawać więcej kredytów, bo to pomoże gospodarce. Ba, jeśli nawet miałoby być jakieś odpłatne rozwiązanie wspierające sektor bankowy, to i tak powinien tam być zawsze jakiś bat na banki”.

Po pierwsze, banki nie są producentem, ale jedynie pośrednikiem na rynku pieniądza. Banki mogą udzielić kredytu tylko wtedy, kiedy mają możliwość pozyskania stabilnych (!) depozytów. Aktywa z pasywami muszą się zgadzać. Kiedyś o tym się nie mówiło, bo banki miały znaczące nadwyżki depozytów nad kredytami, ale od roku to już historia. Dodatkowo stabilność polskich depozytów spadła, zagraniczne źródła kapitału wyschły.

Po drugie, istnieje ścisła relacja pomiędzy szeroko rozumianym kapitałem akcyjnym banku a możliwością udzielania kredytów. Chodzi o współczynnik wypłacalności, czyli w przybliżeniu udział kapitału własnego w sumie udzielonych kredytów, na poziomie minimum 8 proc. Jeśli bank ma współczynnik 8 proc. i poniesie stratę, która zmniejszy mu kapitały własne, to musi obniżyć sumę udzielonych kredytów albo pozyskać nowy kapitał. Pozyskanie w chwili obecnej kapitału jest ekstremalnie trudne. Warto więc zauważyć, że kto chce, aby banki udzielały teraz – ryzykowniejszych – kredytów, musi się liczyć z tym, że banki będą ponosiły straty. A to oznaczałoby w konsekwencji obniżanie sumy udzielanych kredytów, by utrzymywać współczynnik wypłacalności.

Po trzecie, sprawa nadwyżek płynnościowych banków komercyjnych trzymanych w NBP. Czy ktokolwiek używający w dyskusji tego argumentu (że pieniądze są) zadał sobie trud określenia wpływu na nadwyżki takich czynników jak zwiększona niestabilność depozytów (czyli ich wędrowania z banku do banku), warunki zawierania linii swapowych (kurs waluty i cena), utrzymywanie współczynnika płynnościowego („jedynka”) wymaganego przez KNF?

Jeśli usłyszą więc państwo gdzieś dyskusję o akcji kredytowej, w której nikt nie zająknie się na temat współczynnika wypłacalności, zysków banków, współczynnika płynności, dostępu do kapitału, niespłacanych pożyczek, to proszę pamiętać, że ta dyskusja będzie nic niewarta. Przepraszam, politycznie poprawnie powinienem napisać: będzie pomijała kilka naprawdę istotnych dla tej sprawy czynników.

Jako przedstawiciel sektora bankowego mogę szybko zostać oskarżony o tendencyjność, ale trudno – ten felieton jest w obronie sektora bankowego. A właściwie ku poszerzeniu wiedzy o konsekwencjach łatwo rzucanych tez i ferowanych wyroków.

Niemal zewsząd słychać: „nie zważając na nic, banki mają dawać więcej kredytów, bo to pomoże gospodarce. Ba, jeśli nawet miałoby być jakieś odpłatne rozwiązanie wspierające sektor bankowy, to i tak powinien tam być zawsze jakiś bat na banki”.

Pozostało 80% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką