Na giełdach działają specyficzni gracze, którzy wyglądają jak zwykli spekulanci, ale mają zdolność przekształcania się z monopsonu (tj. dominującego nabywcy) w monopol (dominującego sprzedawcę) i odwrotnie. Oczywiście różnią się też od zwykłych spekulantów efektami swojej działalności. Efektów tych wszyscy się boją, zarówno rządy, jak i społeczeństwa. Można przypuszczać, iż sam prezydent Barack Obama obawia się, aby nie wystąpiły one w formie przejęcia przez takich graczy bilionów dolarów przeznaczonych na pobudzanie działalności kredytowej banków i ratowanie przed bankructwem wielkich przedsiębiorstw.
[srodtytul]Groźni spekulanci[/srodtytul]
Pojęcie „spekulant giełdowy” odnosi się do każdego gracza giełdowego. To podmiot, który nie zadowala się przeciętnym dochodem ze swego kapitału finansowego, np. w formie procentu od lokat czy obligacji, lecz pragnie otrzymywać zysk nadzwyczajny. Spekulantów giełdowych jest na świecie mnóstwo, lecz niezasłużenie pada na nich cień z powodu postępowania tych, których działalność rodzi wspomniane wyżej skutki, a którzy stanowią niewielki odsetek zbiorowości graczy giełdowych. Aby nie krzywdzić zwykłych spekulantów, należy wyodrębnić i dokładnie określić tych, których działania są szkodliwe.
Najlepiej będzie zastosować wobec tych podmiotów specjalną nazwę odzwierciedlającą fakt, iż mają one zdolność stawania się „odwracalnymi” monopolami. Do tego celu przyjmę określenie „inwersopol”, oparte na angielskim terminie „inversion”, tj. odwrócenie (lub przestawienie odwrotne).
Panuje powszechne przekonanie, że inwersopole działają zgodnie z prawem, więc nie da się im przeszkadzać. Zaleca się natomiast, aby społeczeństwa i władze starały się uchronić od ich przyjścia w drodze utrzymywania równowagi finansowej państwa i niepodejmowania działań skutkujących inflacją.