Deformacje giełdowe

Nadchodzi chyba czas na rozszerzenie ustawodawstwa antymonopolowego na sferę rynków finansowych – pisze ekonomista

Publikacja: 04.05.2009 01:06

Deformacje giełdowe

Foto: Fotorzepa

Red

Na giełdach działają specyficzni gracze, którzy wyglądają jak zwykli spekulanci, ale mają zdolność przekształcania się z monopsonu (tj. dominującego nabywcy) w monopol (dominującego sprzedawcę) i odwrotnie. Oczywiście różnią się też od zwykłych spekulantów efektami swojej działalności. Efektów tych wszyscy się boją, zarówno rządy, jak i społeczeństwa. Można przypuszczać, iż sam prezydent Barack Obama obawia się, aby nie wystąpiły one w formie przejęcia przez takich graczy bilionów dolarów przeznaczonych na pobudzanie działalności kredytowej banków i ratowanie przed bankructwem wielkich przedsiębiorstw.

[srodtytul]Groźni spekulanci[/srodtytul]

Pojęcie „spekulant giełdowy” odnosi się do każdego gracza giełdowego. To podmiot, który nie zadowala się przeciętnym dochodem ze swego kapitału finansowego, np. w formie procentu od lokat czy obligacji, lecz pragnie otrzymywać zysk nadzwyczajny. Spekulantów giełdowych jest na świecie mnóstwo, lecz niezasłużenie pada na nich cień z powodu postępowania tych, których działalność rodzi wspomniane wyżej skutki, a którzy stanowią niewielki odsetek zbiorowości graczy giełdowych. Aby nie krzywdzić zwykłych spekulantów, należy wyodrębnić i dokładnie określić tych, których działania są szkodliwe.

Najlepiej będzie zastosować wobec tych podmiotów specjalną nazwę odzwierciedlającą fakt, iż mają one zdolność stawania się „odwracalnymi” monopolami. Do tego celu przyjmę określenie „inwersopol”, oparte na angielskim terminie „inversion”, tj. odwrócenie (lub przestawienie odwrotne).

Panuje powszechne przekonanie, że inwersopole działają zgodnie z prawem, więc nie da się im przeszkadzać. Zaleca się natomiast, aby społeczeństwa i władze starały się uchronić od ich przyjścia w drodze utrzymywania równowagi finansowej państwa i niepodejmowania działań skutkujących inflacją.

Do nas przyszli jednak przedstawiciele międzynarodowych inwersopoli wcale nie w czasie, gdy nastąpiło załamanie kursu złotego. Przyszli kilkanaście miesięcy wcześniej, gdy inflacja była niska i gospodarka rozwijała się dobrze. Przeprowadzili atak o średniej intensywności, który przyniósł dokuczliwe skutki.

[srodtytul]Załapać się na bąbla[/srodtytul]

Przyjrzyjmy się więc typowemu działaniu inwersopoli. Wchodzą jako oczekiwani inwestorzy z pokaźnym kapitałem w walucie obcej, tak jak inni gracze giełdowi. Najpierw wymieniają potrzebne sumy na walutę krajową. Po analizie informacji giełdowej przystępują do zakupów akcji.

Weźmy jeden inwersopol. Powiedzmy, że jest to potentat bankowy. Kupuje akcje upatrzonej spółki, od razu w dużej ilości. W następnych dniach ponawia takie operacje, wywołując nieproporcjonalnie duży wzrost ceny, czyli kursu tych akcji. Pozostali spekulanci mają niewielki udział w tych zakupach, lecz ich zainteresowanie rośnie. Wyczuwają, że zanosi się na bąbla giełdowego (inaczej bańkę), czyli sztucznie wygórowaną cenę akcji. Pragną „załapać się” na bąbla i dokonują większych zakupów papierów, aby wkrótce korzystnie je sprzedać, gdy bańka będzie jeszcze większa. Następuje szybki wzrost kursu.

Nasz potentat odegrał więc rolę monopsonu, czyli dominującego nabywcy (w czystej postaci monopson oznacza wyłącznego nabywcę danego towaru). Ukształtował cenę akcji i wpłynął deformująco na mechanizm cenowy giełdy. Po pobudzeniu popytu innych graczy potentat wyłącza się z zakupów i czeka, aż pozostali nabywcy spowodują, iż bąbel wzrośnie np. dwu- lub trzykrotnie w stosunku do pierwotnego kursu.

Monopson przekształca się wtedy w monopol, czyli w dominującego sprzedawcę (monopol w czystej postaci oznacza wyłącznego sprzedawcę). Pierwszą operacją naszego potentata w tej roli jest przecięcie bąbla w wyniku sprzedaży od razu dużej ilości zakupionych poprzednio akcji. Tanieją więc one bardzo szybko. Zanim inni w panice zaczną sprzedawać swe taniejące papiery, nasz potentat już ich nie ma i może policzyć pokaźny zysk. Efekt ten osiągnął dzięki temu, że był „odwracalnym” monopolistą.

[srodtytul]Podwójne psucie rynku[/srodtytul]

Z ekonomicznego punktu widzenia obie funkcje inwersopolu oznaczają, iż podwójnie psuł on rynek. Jeśli były także inne inwersopole, a zwłaszcza duże banki, liczba bąbli rosła, a rynek był poddawany poważnym zniekształceniom i dużemu czyszczeniu kieszeni, zwłaszcza mniejszych spekulantów oraz funduszy emerytalnych.

Wejście inwersopoli może przypadać na okres, w którym społeczeństwo obserwuje z zadowoleniem, jak waluty obce pchają się do kraju drzwiami i oknami. W ślad za tym ich cena spada, a rośnie wartość pieniądza krajowego.

Nieoczekiwanie następuje jednak załamanie. Wtedy bowiem inwersopole postanowiły wymienić swoje dochody giełdowe w pieniądzu krajowym na walutę obcą. Uczyniły to, gdy była ona tania (pamiętamy kurs dolara równy 2 zł). Po wymianie opuściły nasz rynek, pozostawiając po sobie średnio zrujnowanego złotego, na szczęście niebronionego przez NBP. Wprowadzanie rezerwowych zasobów do obrotu mogłoby bowiem zawrócić potentatów i zachęcić ich do operacji drenowania rezerw walutowych.

[srodtytul]Atak na walutę[/srodtytul]

Słynny był kiedyś film amerykański o kradzieży rezerw banku centralnego USA przechowywanych w skarbcu podziemnym w Fort Knox. Rabusie musieli się mocno natrudzić. Nowoczesna metoda przejmowania rezerw jest bardziej wyrafinowana i polega na przeprowadzeniu specjalnego ataku na krajową walutę.

Inwersopole przystępują do niego jako grupowy monopson o dominującej pozycji na krajowym rynku pieniężnym. Najłatwiej im się pracuje, jeśli ten rynek jest płytki (taki jak ostatnio nasz), a pracę zaczynają od zaciągnięcia poważnych kredytów w walucie atakowanego kraju. Następnie monopson kupuje dużo walut obcych, a więc spada ich podaż i w ślad za tym drożeją. Bank centralny powinien przystąpić do interwencji. Polega ona na wpompowaniu odpowiednio dużej części rezerw walutowych w lukę rynkową utworzoną atakiem.

Inwersopole mogą się zadowolić jednorazowym powtórzeniem ataku w celu zdobycia nowej transzy walut obcych i spowodowania dalszego wzrostu ich cen. Jeszcze bardziej obniży się wartość waluty krajowej, więc łatwej będzie spłacić pobrany w niej na początku kredyt oraz elegancko wyjść z rynku z miliardami dolarów z opróżnionego skarbca.

Nadchodzi chyba czas na rozszerzenie ustawodawstwa antymonopolowego na sferę rynków finansowych. Jest to, jak się wydaje, najważniejszy sposób na przekształcenie inwersopoli w zwykłych spekulantów giełdowych. Dzięki temu ich obfite zasoby finansowe mogłyby służyć prawidłowym zastosowaniom inwestycyjnym, zapewne mniej rentownym niż dotychczasowa działalność, ale za to chroniącym potentatów bankowych przed narastającym niezadowoleniem społeczeństw z ich działalności. Byłoby dobrze, gdybyśmy po naszych niedawnych doświadczeniach giełdowych i walutowych mogli usłyszeć o rozpatrywaniu przez Unię Europejską oraz kraje G20 projektu wprowadzenia ustawodawstwa antymonopolowego na rynki finansowe.

[i]Autor jest profesorem międzynarodowych stosunków gospodarczych Wyższej Szkoły Handlu i Prawa im. Łazarskiego w Warszawie[/i]

Na giełdach działają specyficzni gracze, którzy wyglądają jak zwykli spekulanci, ale mają zdolność przekształcania się z monopsonu (tj. dominującego nabywcy) w monopol (dominującego sprzedawcę) i odwrotnie. Oczywiście różnią się też od zwykłych spekulantów efektami swojej działalności. Efektów tych wszyscy się boją, zarówno rządy, jak i społeczeństwa. Można przypuszczać, iż sam prezydent Barack Obama obawia się, aby nie wystąpiły one w formie przejęcia przez takich graczy bilionów dolarów przeznaczonych na pobudzanie działalności kredytowej banków i ratowanie przed bankructwem wielkich przedsiębiorstw.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację