To dlaczego, skoro niby mamy tak dużo unijnych euro, budowie polskich dróg grozi zapaść z powodu braku pieniędzy?

No cóż, żeby Unia dała uszczknąć coś z przygotowanej dla nas kupki, musimy coś dać od siebie. Pokazać gotowe projekty, ruszające realizacje – a teraz i tak jest łatwiej, bo można występować o zaliczki na prowadzone budowy, a nie refinansować unijny wkład po ich zakończeniu. Kłopot jest z własnym wkładem – w ramach oszczędności z budżetu wyleciało 9 mld zł na drogi, a zastępująca je emisja obligacji infrastrukturalnych i ewentualne pożyczki z Europejskiego Banku Inwestycyjnego pomogą dopiero w przyszłości. A w kasie pusto. Co więcej, część inwestycji, które miały sfinansować prywatne firmy, będzie realizowana za pieniądze państwowe.

Poza tym nie ruszyły na poważnie przygotowania do wielu inwestycji z listy zatwierdzonej do unijnego dofinansowania. Nie ma niezbędnych opracowań, opinii środowiskowych itp. Proces zbierania ich dokumentacji powinien ruszyć rok – dwa lata temu. Tymczasem półka z nowymi projektami z listy na lata 2007 – 2013, gotowymi do ogłaszania przetargów, nie jest przesadnie duża.

Oczywiście EBI pomoże w budowie niektórych polskich dróg. Program drogowy to jednak nie tylko kreski na mapie, dokumenty i projekty, ale sposób budowy i finansowania. I z tym mamy niestety problem. Nawet już się nie boimy, że nie zdążymy na Euro 2012...

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/romanski/2009/05/07/gdzie-sa-pieniadze-na-autostrady/]blog.rp.pl/romanski[/link]