[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/07/14/cezary-adamczyk-polska-ma-swoich-madoffow/]Skomentuj[/link][/b]

I choć jest to trudne do pogodzenia, wciąż znajdują się naiwni, którzy dają się wciągać w różne finansowe gierki, które są rajem dla wszelkiego rodzaju finansowych hochsztaplerów.

Nie dziwi więc, że wielu z nich na ludzkiej naiwności dorobiło się ciężkich miliardów. Przykładów nie trzeba długo szukać. Słynny amerykański miliarder Bernard Madoff, uznany finansista, któremu zaufało wiele znanych osób, między innymi gwiazd show-biznesu, okazał się może nie zwykłym (w końcu okradł ludzi z 65 mld dolarów), ale jednak oszustem. Takich Madoffów, oczywiście na mniejszą skalę, można znaleźć również w Polsce. Pierwszym był Lech Grobelny, który w Bezpiecznej Kasie Oszczędności oszukał kilkanaście tysięcy klientów. To był jednak początek transformacji, kiedy naiwnych nie brakowało. Ale wystarczy przypomnieć głośną aferę sprzed trzech lat związaną z Warszawską Grupą Inwestycyjną. Firma najpierw długo budowała swoją marketingową pozycję. Pełno jej było w mediach, znani ludzie zasiadali w jej radzie nadzorczej. Początkowo tym, którzy powierzyli jej pieniądze, dawała też zyski. Często pokaźne. To zresztą typowy sposób budowania finansowej piramidy. Podobnie działał Madoff.

Cechą wspólną funduszu Madoffa i WGI, obok tego, że klienci obu raczej nie zobaczą już swoich pieniędzy, był też finał – skierowanie wniosków do prokuratury. Tu jednak pojawiają się istotne różnice. Madoff po pół roku procesu został skazany na 150 lat więzienia. Afera WGI została wykryta w 2006 r., a do tej pory nikt nie usłyszał wyroku. Bezkarność jest zachętą do tworzenia kolejnych piramid i coś z tym trzeba zrobić.