Architektura Rema Koolhaasa

- Powstaje nowe imperium. Aż 12 proc powierzchni Ziemi jest objęte ochroną m.in. UNESCO i nie może się rozwijać – twierdzi Rem Koolhaas, holenderski architekt, któremu jury tegorocznego biennale architektury w Wenecji przyznało Złotego Lwa za całokształt twórczości

Publikacja: 01.10.2010 07:03

Teatr Dee and Charles Wyly w Dallas z przeszkloną sceną i widownią. Można podglądać próby

Teatr Dee and Charles Wyly w Dallas z przeszkloną sceną i widownią. Można podglądać próby

Foto: Fotorzepa

Dlaczego architekci ubierają się na czarno, spytała Koolhaasa niemiecka dziennikarka i architekt Cordula Rau. Przygotowywała wydanie malutkiej, oczywiście czarnej, książeczki, w której stawiała to pytanie światowej sławy architektom znanym z tego, że chodzą w czerni. Odpowiedzi były przeróżne: „bo brak im wyobraźni”, „bo martwią się o swoją przyszłość”, „bo w czerni wygląda się dobrze i groźnie”. Co powiedział Koolhaas? „Nigdy nie ubieram się na czarno”.

Usiłując w jakikolwiek sposób zaklasyfikować holenderskiego architekta, któremu jury tegorocznego Biennale Architektury w Wenecji przyznało Złotego Lwa za całokształt twórczości, natykamy się na podobne sprzeczności. Koolhaas jest laureatem m.in. Nagrody Pritzkera, tzw. Nobla w architekturze, ma biura w Rotterdamie, Nowym Jorku, Pekinie i Hongkongu, buduje od Seulu i Pekinu po Nowy Jork, a każdy jego projekt jest architektonicznym wydarzeniem. Gdyby komuś zachciało się na palcach liczyć gwiazdy światowej architektury, Koolhaas trafiłby pewnie do pierwszej piątki.

[srodtytul]Kogo stymulują naloty dywanowe[/srodtytul]

Wielokrotnie oskarżano go o cynizm. Należy do pokolenia studenckiej rewolty z maja 1968 roku, co nie przeszkadza mu projektować salonów Prady, jednego z najbardziej luksusowych domów mody.

W lutym, czyli w chiński Nowy Rok, po wieloletnich opóźnieniach i po pożarze, ma być wreszcie otwarta siedziba chińskiej telewizji projektu Koolhaasa, wysoki na 230 metrów symbol reżimowej propagandy.

Decyzję, budować CCTV czy budynek-pomnik katastrofy World Trade Center, architekt podjął nad talerzem chińszczyzny i na podstawie wróżby z chińskiego ciasteczka, co bez żenady relacjonuje w swojej książce „Content”. Dwie wieże w kształcie litery. Z mają podobno tak skomplikowaną konstrukcję, że można je było połączyć tylko o brzasku, tak przynajmniej twierdził, i to bez cienia ironii, jeden z inżynierów budowlanych firmy Arup (chodziło o odpowiedni stopień schłodzenia budynku).

Z jednej strony Koolhaas to profesor Harvardu i wybitny intelektualista uciekający od myślowych schematów. Jego książki „Deliryczny Nowy Jork” czy „S, M, L, XL” zrewolucjonizowały współczesne myślenie o mieście i budowaniu. Z drugiej strony, ten sam Koolhaas opowiada się za architekturą czysto komercyjną, nawet wulgarną, budowaną przez deweloperów działających pod presją czasu i wyłącznie dla zysku. Liczy się wielkość budynku, nie forma.

Dystansuje się wobec estetyki, ale równocześnie jego modele to genialne małe rzeźby z fantastyczną grą faktur, kształtów, niedopowiedzeń. „Architektura koktajlu. Mieszają się w niej różne smaki i zapachy, ma tę zaletę, że pachnie czymś nowym i nieznanym” – napisał o Koolhaasie inny architekt intelektualista Rafael Moneo, dodając kąśliwie, że trudno jednak, by koktajl mógł konkurować z dobrym, zwartym czerwonym winem.

Koolhaas urodził się w Rotterdamie w 1944 roku, cztery lata po nalocie dywanowym, podczas którego Luftwaffe zrzuciło na miasto 97 ton bomb, niszcząc śródmieście. „Destrukcja może być bardzo stymulująca – skomentował to później w wywiadzie dla tygodnika „Der Spiegel” – tylko dzięki tym nalotom Rotterdam jest dziś jedną ze stolic europejskiej architektury”.

Zawsze trafiał tam, gdzie coś się działo. Pierwsze dziesięć lat życia spędził w holenderskich koloniach w Indonezji, w gorącym okresie walk tej kolonii o niepodległość. Maj 1968 roku – oczywiście w Paryżu, gdzie obserwował studencką rewoltę, nie angażując się w nią jednak. Ćwierć wieku później w emancypacyjnym, wyraźnie po-paryskim, wręcz sartre'owskim duchu, napisze o architekturze, że to koniec wolności: „Gdzie nie ma niczego, wszystko jest możliwe, gdzie jest architektura, nic (więcej) nie jest możliwe” („S, M, L, XL”, 1995 r.).

O budynkach Koolhaasa i jego biura projektowego OMA napisano, że są próbą stworzenia nowej relacji między architekturą a wolnością. Nie trzymają się obsesyjnie zasady funkcjonalności. Nawet prawo grawitacji wydają się mieć za nic, wyglądają tak, że na zdrowy rozum powinny się zawalić. Wnętrza też w jak najmniejszym stopniu ograniczają swobodę. W otwartym niedawno teatrze Dee and Charles Wyly w Dallas można na przykład całkowicie manipulować wielkością sceny i widowni, jednego dnia grać klasycznie Szekspira, a następnego Becketta.

Scena i widownia znajdują się na przeszklonym parterze budynku i mogą być całkowicie widoczne z zewnątrz. Teatr wciąga miasto do środka. Unika elitaryzmu – przynajmniej w formie architektonicznej.

[srodtytul]Bibliotekarz na spirali[/srodtytul]

Profesor Koolhaas, choć nazywają go za to populistą, potencjał i główną siłę twórczą widzi w kulturze masowej. To intelektualista, ale z tych, którzy drobne przedmioty, jak papierosy czy zapałki, zamiast w kieszeni, trzymają w skarpetkach i którzy chętnie stają w obronie „barbarzyńców”. Tak było np. w Seattle, gdzie zbudował bibliotekę, przy okazji całkowicie redefiniując ten typ budynku.

„Biblioteka to, może razem z więzieniem, ostatni z niekwestionowanych moralnych universum – pisał w założeniach projektowych. – To forteca dla książki, a bibliotekarze pełnią rolę strażników. Nowe media stanowią dla niej zagrożenie, są jak grasujące hordy. To, co elektroniczne, uważa się za barbarzyńskie. Chcemy przeinterpretować tę bajkę”.

Oprócz książek w bibliotece miały się znaleźć: pliki, DVD, mikrofilmy, komiksy, mikrochipy, CD-romy, e-książki, bazy danych itd. Zamiast tradycyjnych pięter i półek, Koolhaas zaproponował wydłu-żoną spiralę, pochyłości ciągnące się w górę jak wstążka. Koniec z labiryntem półek i ślepymi korytarzami. Łatwiej sobie poradzić z narastającą masą woluminów. Gdy książki ustawić na spirali, zwiększa się też ich dostępność. Wydajność bibliotekarza, mierzona liczbą półek, do których może dotrzeć w ciągu jednego dnia pracy, wzrasta o 80 proc.

[srodtytul]Konwencja w sprawie szmelcu[/srodtytul]

Jednym z najczęściej cytowanych obrazoburczych stwierdzeń Holendra jest „Fuck context”. W wolnym tłumaczeniu: podchodź z dużą dozą nonszalancji do otoczenia projektowanego przez ciebie budynku.

Ten sam człowiek przyjeżdża na weneckie biennale i ogłasza zdumionemu światu, że jedną z jego „obsesji” zawsze była przeszłość i historyczne budynki. I że właśnie zamierza zająć się renowacją renesansowego palazzo, Fondaco dei Tedeschi stojącego tuż przy Rialto, czyli w najbardziej reprezentacyjnym punkcie Wenecji. W budynku, czystym tylko od strony Canal Grande, mieści się dziś poczta – za powybijane i okratowane szyby przechodnie wrzucają niedopałki i puszki po piwie.

To nie wszystko. W tym skansenie, gdzie człowiek co krok potyka się o zabytki i można pomyśleć, że wszyscy żywią się tu szkłem z Murano, bo znalezienie sklepu spożywczego graniczy z cudem, Koolhaas ogłasza antykonserwatorski manifest. Miasto podporządkowane konserwatorom zabytków i turystom eroduje, przestaje się nadawać do życia, argumentuje. Od czasu wielkiej powodzi w 1966 roku populacja Wenecji spadła o połowę, głównie z powodu rosnących kosztów utrzymania. Obecnie na każdego wenecjanina przypadają aż dwie osoby spoza miasta, głównie turyści.

Podobną opieką, według AMO, think-tanku prowadzonego przez Koolhaasa, objęte jest aż 12 proc. powierzchni ziemi. Prawie drugie tyle czeka w kolejce. Z szacunku dla historii profilaktycznie tworzy się całe kwartały przeciętnej, bezczasowej architektury – zjawisko, które Koolhaas nazywa chronochaos. Powstaje nowe doktrynerskie imperium. To, jakby skazać na wegetację bez szans rozwoju terytorium wielkości Rosji. Czy kraje rozwijające się powinny płacić innym, żeby się nie rozwijały? Czy Chiny powinny uratować Wenecję? Jak pogodzić rozwój i ochronę dziedzictwa?

W odpowiedzi AMO przyjmuje przygotowaną specjalnie na tegoroczne biennale „Konwencję w sprawie wyburzania światowego kulturowego szmelcu”, czyli budynków typowych, bezbarwnych, banalnych, pochodzących z okresów historycznych bez znaczenia i pozbawionych jakichkolwiek śladów geniuszu. Wywrotowy dokument wzorowany jest na konwencji UNESCO z 1972 r. w sprawie ochrony światowego dziedzictwa kulturowego.

[srodtytul]Deliryczny, czyli nowoczesny[/srodtytul]

Wielkie plansze pokazują, jaką szansą dla rozwoju Moskwy, Tokio, Stambułu i Chicago byłoby wyburzenie w tych miastach wszystkich budynków starszych niż 25-letnie. Kiepski żart? Niezupełnie.

Podobnie powstawał kiedyś „deliryczny” Manhattan, według Koolhaasa, model nowoczesnego miasta. Brutalnie wykorzystywano każde wolne miejsce, multiplikowano działki, budując coraz wyżej, a nowe budynki pożerały stare. Ta architektura kanibalizmu wytworzyła z kolei kulturę przeludnienia (nie odwrotnie), ludzi z przestymulowanym systemem nerwowym, pędzących za przyjemnością i silnymi bodźcami, stworzyła model nowoczesnego człowieka.

Uderzająca, jak na cynika, wiara w moc sprawczą architektury.

[ramka][srodtytul]Koszty wybranych realizacji biura oma[/srodtytul]

? CCTV, siedziba chińskiej telewizji w Pekinie, otwarcie w lutym 2011 r., pow. 473 tys. mkw., wys. 234 m (pierwsza wieża), 210 m (druga wieża), koszt inwestycji 850 mln euro

? Teatr Dee and Charles Wyly w Dallas (wspólnie z biurem architektonicznym REX – 2009 r.), pow. 7700 mkw., koszt 275 mln USD (łącznie z Operą Margot and Bill Winspear, Skwerem Annette Strauss i Parkiem Performerów innych projektantów)

? Muzeum Sztuki Narodowego Uniwersytetu w Seulu (2005 r.), pow. 4478 mkw., koszt inwestycji 7,7 mln euro

? Biblioteka w Seattle (2004 r.), pow. 38 300 mkw., koszt inwestycji 111,9 mln USD

? Podziemny tunel tramwajowy w Hadze z parkingiem (2004 r.), dł. 1250 m, koszt inwestycji 234 mln euro

? Edukatorium, budynek na Uniwersytecie w Utrechcie (1997 r.), pow. 11 tys. mkw., koszt inwestycji 12 mln euro

? Lille Grand Palais w Lille (1994 r.), sala koncertowa, hale wystawiennicza i kongresowa, całkowita pow. 45 500 mkw., koszt inwestycji 41 mln euro

? Villa Dall’Ava, Paryż (1991 r.), pow. 1350 mkw., koszt inwestycji 500 tys. euro

? Checkpoint Charlie, budynek mieszkalny, Berlin (1990 r.), koszt inwestycji 4,2 mln USD (7,5 mln DM) dane: OMA[/ramka]

Wystawa „Preservation" w Palazzo delle Esposizioni w Wenecji do 21 listopada.

Korzystałam m.in. z: El Croquis 131/132; Rem Koolhaas „Delirious New York. A Retroactive Manifesto for Manhattan" oraz „S, M, L, XL"; Rafael Moneo „Theoretical Anxiety and Design Strategies in the Work of Eight Contemporary Architects", Aurora Cuito „Rem Koolhaas. OMA"

Dlaczego architekci ubierają się na czarno, spytała Koolhaasa niemiecka dziennikarka i architekt Cordula Rau. Przygotowywała wydanie malutkiej, oczywiście czarnej, książeczki, w której stawiała to pytanie światowej sławy architektom znanym z tego, że chodzą w czerni. Odpowiedzi były przeróżne: „bo brak im wyobraźni”, „bo martwią się o swoją przyszłość”, „bo w czerni wygląda się dobrze i groźnie”. Co powiedział Koolhaas? „Nigdy nie ubieram się na czarno”.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację