Ano nie dziwi mnie, bo co innego może powiedzieć szef ministerstwa, które jak mantrę powtarza prawie w każdym temacie, zwłaszcza górniczym: „nic nam o tym nie wiadomo", albo gorzej – po prostu nie odpowiada na zadane pytania? Podobnie było w przypadku mojej publikacji, w której napisałam, że JEŚLI nie powiodłaby się emisja obligacji KHW (zdanie warunkowe), to... i tak dalej. Nie pierwszy zresztą raz szef resortu nadzorującego branżę węgla kamiennego robi dokładnie ten sam manewr. Dokładnie rok temu „Rz" ujawniła, że resort gospodarki główkuje, jak połączyć KHW, Węglokoks i Kompanię Węglową. Potwierdzili to wszyscy, a dokumentacja do dziś leży w mojej szufladzie. No, ale w końcu to premier wie lepiej... I znowu zamiast odpowiedzieć na nasze pytania, lepiej pojechać na Śląsk i tam mówić „to nie tak jak myślisz...".

Żałuję, że w przypadku planu fuzji JSW – KHW nie mogłam zacytować niektórych rozmówców i zdradzić nieco więcej szczegółów, bo ujawniłabym źródła informacji.

W piątek nawet założyłam się z kolegami w redakcji, że podczas poniedziałkowej wizyty wicepremier Pawlak jak zwykle powie, że nie, nie mamy racji. Szkoda, że ministerstwo od lat nie potrafi rzeczowo informować o swoich planach. Nawet, jeśli są kontrowersyjne. A dziś proszę bardzo: dementi wicepremiera i akcje JSW w górę. Tylko że mi taki sposób komunikacji na linii media – ministerstwo gospodarki nie odpowiada.

Może za chwilę dowiemy się, że nie ma raportu NIK, który dziś ujrzał światło dzienne i z którego wynika, że część kopalń Kompanii Węglowej łamała warunki koncesji wydobywczej? A może KHW nie jest w trudnej sytuacji, do której przyznaje się sama spółka? A może nawet nie było projektu łączenia KHW z Węglokoksem, który upadł jeszcze w ubiegłym roku? Nie było niczego, jakby rzekł jeden taki klasyk. A w górnictwie po raz kolejny sprawdza się smutna teza, że jedyną słuszną prawdą ma być i musi być ta, która lansowana jest przez właściciela.