Niestety, nie dodał, a może nie powtórzyły tego agencje informacyjne, jakie są inne tego przyczyny. A byłaby to ciekawa wypowiedź. Szczególnie że podejrzewam, iż zahamowanie konsumpcji prywatnej, które osłabiło wzrost gospodarczy, wynika w dużej mierze z polityki utrzymywania wysokiej inflacji przy hamowaniu wzrostu wynagrodzeń.

W dyskusji na temat budżetu na przyszły rok i kondycji naszej gospodarki przykład tych samych zjawisk używany jest raz do tego, by powiedzieć, że będzie gorzej, a raz, że będzie lepiej. I tak zakładamy, że budżet przygotowany przez rząd jest realistyczny, bo co prawda czekają nas jeszcze dwa trudne kwartały, ale potem powoli zbliży się do Europy i do Polski ożywienie. Skąd ma się wziąć? Tego już dokładnie nie tłumaczymy, wystarczy cytat z prezesa EBC Mario Draghiego, który mówił, że w drugiej połowie 2013 r. w strefie euro powinny być już widoczne pierwsze oznaki ożywienia gospodarczego.

Ale równocześnie minister Rostowski zauważa, że być może okaże się, iż potrzebna będzie nowelizacja budżetu. Rację ma szef resortu finansów, gdy dodaje, że nie oznacza to kataklizmu. Tylko tak jak szansę na przyspieszenie wzrostu gospodarczego w przyszłym roku tłumaczy oczekiwanym ożywieniem w UE, tak o ewentualnej potrzebie zmian w budżecie mówi w kontekście niepewnej sytuacji w strefie euro.

Jedno i drugie jest prawdopodobne, ale jeśli mówi się równocześnie o wykluczających się zjawiskach, to przynajmniej nie powinno się tego twierdzić ze stuprocentową pewnością.