Od kilku tygodni czytam raporty roczne spółek za 2012 rok. To rodzaj hobby połączonego z zawodową ciekawością. W raportach można znaleźć informacyjne perełki, które albo umknęły w natłoku informacji, albo nie zostały wcześniej ujawnione, bo – zapewne – uznano je za nieistotne i niewymagające publikacji.
Czytanie raportów nie jest jednak łatwe. Powodem jest język tych dokumentów. Bardzo często jest to urzędnicza polszczyzna, która wlewa się szerokim strumieniem nie tylko do części finansowej sprawozdań, ale także do listów prezesów do akcjonariuszy czy też sprawozdań zarządów.
„Nie umieją bądź nie chcą albo się boją pisać językiem prostym. Tworzą teksty hermetyczne, przesycone informacją, szablonowe, trudne w odbiorze, bardzo rzadko zróżnicowane w zależności od adresata, co obniża ich skuteczność komunikacyjną" – te słowa Rady Języka Polskiego zawarte w „Sprawozdaniu o stanie ochrony języka polskiego w latach 2010 – 2011" dotyczą urzędników ministerstw i stron internetowych, których treści analizowała rada. Ale te słowa wypisz wymaluj pasują do raportów rocznych spółek.
Z raportu rocznego, tak jak ze strony internetowej ministerstwa, korzystają osoby poszukujące informacji. Jak zauważa Rada Języka Polskiego, urzędowy język może niektórych zniechęcić do korzystania ze stron internetowych instytucji państwowych.
W moim odczuciu to samo dotyczy raportów rocznych. Sarkastycznie powiem, że być może trudny w odbiorze i hermetyczny język jest używany właśnie po to, by zniechęcać.