Co ważne, to właśnie na wsi, czyli wśród elektoratu PSL, świadczenia są najniższe, więc to oni zyskają kosztem tych, którzy przez całe zawodowe życie płacili uczciwie składki do ZUS. Niskie emerytury rolników są zaś efektem tego, że nie płacą oni normalnych składek. Zdecydowana większość ich świadczeń jest sfinansowana z pieniędzy podatników.

Pomysł przedstawiony przez ministra z PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza doprowadzi do zmniejszenia różnic między emeryturami. Załóżmy, że mamy dwóch emerytów. Jeden przez całe życie zawodowe płacił wysokie składki i ma dziś 4 tys. zł emerytury, a drugi zarabiał mało ?i dziś otrzymuje świadczenia ?w wysokości 1 tys. zł. Zakładając waloryzację na poziomie 71 zł (jak w 2012 r.), po 20 latach takiej PSL-owskiej urawniłowki jeden będzie dostawał 5420 zł, a drugi 2420 zł. Tak więc o ile początkowo pierwszy zarabiał cztery razy więcej niż drugi, o tyle na koniec, gdy obaj będą już niedołężni, jeden będzie miał emeryturę 2,5 razy wyższą niż drugi. Co więcej, świadczenia pierwszego mogą się nawet realnie zmniejszyć, czyli spadnie ich siła nabywcza.

Tego typu zabawy chłopskich polityków wynikają z przeświadczenia, że emerytury są wypłacane ?z państwowej kasy. Nic bardziej mylnego. Większość dzisiejszych emerytów przez całe życie płaciła składki, których nie odkładano jednak na konto, lecz finansowano ?z nich bieżące wypłaty z ZUS. Tak więc, pomijając różnych urzędników ?i mundurowych, większość ludzi z wysokimi emeryturami zwyczajnie ciężko na nie pracowała, odprowadzając wysokie składki. I nie ma żadnych podstaw ku temu, by teraz ich świadczenia miały podlegać stałej erozji tylko po to, by sfinansować świadczenia dla osób gorzej sytuowanych. To czysto socjalistyczny pomysł zmiany konstytucji. A może wpiszmy wręcz do niej obowiązek zrównania pensji i świadczeń?

Co ciekawe, PSL zgłosił projekt w momencie, gdy jego partner koalicyjny – Platforma Obywatelska – przeżywa kłopoty i waży się los większości sejmowej. Ale może podejrzenie o polityczny szantaż jest bezzasadne i PO popiera takie działania. Przecież Donald Tusk już raz przeprowadził kwotową waloryzację, a i teraz minister Kosiniak-Kamysz twierdzi, że premier popiera jego pomysł. Mam wrażenie, że PiS też nie będzie miało nic przeciwko temu. A potem już tylko zmieńmy nazwę państwa na republikę socjalistyczną i liczmy na cud – chrześcijański, nie gospodarczy.