Od 2009 r minęło zaledwie pięć lat. Wtedy w środku mroźnej zimy Gazprom na dwa tygodnie zakręcił kurki gazowe przy granicy z Ukrainą. Niektórzy mocno to odczuli. Szpitale Bułgarii zamieniły się w komory kriogeniczne o temperaturze średniej w salach 2 st.C. W krajach Europy Środkowo-Wschodniej zamykane były szkoły i instytucje. Kaloryfery grzały słabo lub w ogóle.

Teraz to się nie powtórzy, nawet jeżeli Europa zostanie całkowicie odcięta od rosyjskiego gazu na pół roku. Tak przynajmniej zapewnia unijny komisarz ds energetyki. Co się przez te lata zmieniło? Co daje nam taką pewność? Przybyło terminali gazowych, a kraje poważniej podeszły do gromadzenia gazu na czarną godzinę. Elektrownie przystosowały się ponoć do szybkiego przejścia na paliwa alternatywne np. biomasę.

Możemy też wzajemnie się wspomagać, wykorzystując nowe możliwości gazociągów. Są daleko posunięte plany budowy niezależnych systemów, między krajami np. Polską Niemcami i Ukrainą oraz Polską i Litwą. Nasz gazowy operator zwiększył rodzime wydobycie. No i wszyscy czekamy na tańszy gaz amerykański.

To wszystko fajnie, ale czy rzeczywiście starczy na pół roku bez rosyjskiego paliwa? W polskich magazynach gazu mamy dziś dość na jakieś trzy miesiące, do tego nie tak łatwo i szybko można płynnie je opróżniać. A co potem?...Tak daleko żaden z wypowiadających się polityków czy menadżerów nie sięga. Polskim zwyczajem liczymy na łaskawą aurę i że jakoś to będzie.

Ale jakoś to już było. Teraz lepiej zaopatrzmy się w kozy opalane naszym własnym drewnem czy węglem, bo dopóki dwie trzecie gazu kupować będziemy na Wschodzie, takie sytuacje będą się powtarzać. W polityce Brukseli najbardziej niepokoi mnie brak choćby słowa o inicjatywie sprzeda pięciu lat, budowy gazociągu nie mającego nic wspólnego z Rosją. Gdyby Europa działała tutaj z determinacją i konsekwentnie to gazociągiem Nabucco już płynąłby gaz z Azerbejdżanu czy Turkmenistanu. Ale tej najważniejszej lekcji Unia nie odrobiła.