Wiele takich działań nie ma nic wspólnego z realną ochroną praw konsumenckich. Stanowią one pretekst do ograniczania wolności gospodarczej i blokowania rozwoju sektorów rynku – także tych, które w wielu krajach stanowią jedno z kół napędowych gospodarki. Polscy urzędnicy wolą tworzyć – bez podstawy prawnej, a nawet wbrew prawu i konstytucji – różnego rodzaju czarne listy, na których figurują nie poszczególne firmy, lecz całe branże.
Szczególnym zainteresowaniem resortu finansów i UOKiK cieszy się od lat branża pożyczkowa. Urzędnicy niezbyt zajmują się szarą strefą – podejrzanymi firmami oferującymi pożyczki na lichwiarski procent. Myślą za to, jak utrudnić życie dużym, działającym w sposób przejrzysty rynkowym graczom. Walka z lichwą to przecież hasło modne, może zyskać poklask tabloidów, a finalnie pomóc w ciułaniu głosów wyborczych. Teraz inkryminowaną branżą stał się sektor sprzedaży bezpośredniej. W ubiegłym roku wygenerował on w Polsce ponad 3 mld zł obrotów, związanych jest z nim około miliona osób, a większość Polaków – inaczej niż urzędników – ocenia go dobrze.
Urzędnikom UOKiK i prokuratorowi generalnemu sprzedaż bezpośrednia kojarzy się z naciągaczami. Opisywane przez media przypadki nieuczciwych firm natchnęły decydentów do ogłoszenia krucjaty przeciwko całej branży. Nie usłyszeliśmy, że stosowne urzędy i prokuratura mają wykazać się większą skutecznością w przypadkach oszustw. Andrzej Seremet nakazał prokuratorom w całej Polsce, by z urzędu wnikliwie przyglądali się firmom oferującym produkty w trybie sprzedaży bezpośredniej. Za każdym niezadowolonym klientem ma więc czaić się prokurator. To działanie na poklask, kosztowne i nieskuteczne.
Firmy krzaki, które wciskają bezwartościowy towar, a potem szybko zmieniają szyld, gwiżdżą na takie zarządzenia. Za to duże podmioty o wyrobionej renomie przeżywają prawdziwe oblężenie kontrolerów. Zgodnie z zasadą ministra Kapicy: kontrola ma przynieść wyniki, urzędnicy z UOKiK nakładają kary, nie cofając się przed decyzjami po prostu głupimi. Na przykład jeden z liderów rynku, poznański Vigget, sprzedawał profesjonalny sprzęt do magnetoterapii przez internet – drożej, i na spotkaniach – taniej. Zainteresowanym oczywiście mówiono o tańszej możliwości nabycia urządzenia. Uznano jednak, że ta tańsza forma sprzedaży jest działaniem na szkodę klienta – jako fikcyjna promocja. Urzędników na karku mają w tej chwili wszyscy liderzy branży. Biurokracja musi bowiem jakoś uzasadnić swoje istnienie. Naciągacze zaś cały czas mają się doskonale.
Każdego roku Polacy składają kilkadziesiąt milionów zamówień w firmach sprzedaży bezpośredniej, a branża odnotowuje systematyczny wzrost. Na zdrowy rozsądek warto byłoby walczyć z marginesem nierzetelnych firm i robić wszystko, by te uczciwe tworzyły nowe miejsca pracy – szczególnie w regionach dotkniętym wysokim bezrobociem. Urzędnicza bezmyślność podpowiada jednak co innego: walkę z całą branżą.