Wrażenie robiły zdjęcia domów – nowych, okazałych, bogato zdobionych – przed którymi stały starsze kobiety. Same, bo reszta rodziny pracowała i mieszkała od lat w USA. To za ich amerykańskie pieniądze wybudowano te wspaniałe domy, które czekają na swoich właścicieli.
Znajomi z Opolszczyzny i z Podlasia twierdzą, że takie domy widują coraz częściej: bogate, wybudowane za przekazane do kraju pieniądze. Tyle że puste. Czasem mieszka tam babcia albo dorastające już dzieci, zanim w końcu rodzice ściągną je do siebie.
Jak wynika z brytyjskich statystyk, wielu Polaków, którzy wyjechali na saksy na Wyspy po naszym wejściu do Unii, zostaje tam na dłużej. W praktyce na stałe, zwłaszcza gdy zakładają rodziny albo ściągają je z kraju. W rezultacie wartość przekazów pieniężnych polskich emigrantów do kraju, które swój rekord 20,1 mld zł osiągnęły w 2007 r., w ostatnich latach systematycznie spadała. Jeśli jednak spełnią się prognozy firm rekrutacyjnych, a Polacy zrealizują zamiary emigracji deklarowane w badaniach (w ub.r. prawie 16 proc. ankietowanych przez Work Service) transfery znów mogą rosnąć.
Dzięki poprawie na rynku pracy decyzja o wyjeździe pewnie rzadziej będzie aktem desperacji. Za to młodym Polakom, od dziecka oswojonym z zagranicą i znającym języki obce, taka decyzja może przyjść znacznie łatwiej niż ich rodzicom. Tym bardziej że Zachód kusi kilkakrotnym przebiciem płacowym i dobrymi warunkami życia.
Chcąc ich zatrzymać, naprawdę musimy teraz zadbać o to, by polska gospodarka rosła, dawała szanse rozwoju przedsiębiorcom, tworzyła dobrej jakości miejsca pracy. Jeśli tego nie zrobimy, to nasze podatki finansujące program 500+ pójdą na wychowanie kolejnych pracowników dla firm brytyjskich czy niemieckich.