Nad losem Poczty Polskiej pewnie mało kto załamie ręce. Jest to bowiem synonim nieudanej transformacji lub może jej braku. Poczta nie poradziła sobie w nowych czasach i pewnie odczuwa to większość osób, które, chcąc nie chcąc, muszą skorzystać z jej usług. Awizo pozostawione w skrzynce pocztowej przez listonosza to istne przekleństwo, bo trzeba iść do placówki, odstać swoje w kolejce, a wcale nie jest pewne, czy przesyłkę uda się odebrać, bo może ma ją jeszcze ze sobą listonosz, który nie zdążył wrócić z obchodu swojego rewiru. Albo przeciwnie, odkładanie wątpliwej przyjemności wizyty na poczcie skończy się odesłaniem przesyłki do adresata, bo terminy zostały przekroczone. O wystroju większości placówek pocztowych przemienionych na tandetne bazary z mydłem i powidłem oraz literaturą pseudopatriotyczną nawet szkoda wspominać.
W tej sytuacji informacje, do których dotarła „Rzeczpospolita”, o tym, że rząd rozmyśla nad zmianami w Poczcie Polskiej, mogłyby być przyjęte z ulgą i nadzieją. Ale już na starcie pojawiają się wątpliwości. Motorem zmian ma być bowiem nasz gigant naftowy, czyli Orlen. Ktoś powie, a co Orlen ma do Poczty? A co miał do Ruchu? Miał ratować tę markę ze 100-letnią tradycją przed całkowitym upadkiem i wymazaniem z rynku. Czy to się udało? Choć ukryty pod szyldem potężnego Orlenu, Ruch wciąż istnieje, a uważny obserwator, od czasu do czasu, wypatrzy na ulicach jego logo.
Z Orlenem i Pocztą Polską jest nieco inaczej, bo nasz koncern naftowy od pewnego czasu rozwija swój biznes… paczkowy. Teraz miałby przejąć paczki od Poczty i przenieść go na wyższy poziom, stając się konkurencją dla InPostu, a może też DHL czy DPD. Gołym okiem widać w tym cień megalomańskich, a może lepiej – gigantomańskich zapędów PiS do wielkich projektów i inwestycji, takich jak przekop Mierzei Wiślanej czy budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego. Jako się jednak rzekło, nad losem poczty mało kto uroni łzę. Problem w tym, że jej rozbiór z jednej strony dodatkowo skomplikuje i tak już szalenie rozbudowaną strukturę Orlenu, z drugiej zaś pozbawi Pocztę możliwości samodzielnego funkcjonowania. Zostanie jej biznes listowy, na którym od dawna nie zarabia, a zabierze paczkowy, który pozwalał pokrywać straty z tego pierwszego. Z coraz gorszym skutkiem zresztą, bo 2022 rok Poczta zamknęła stratą, która w tym roku zapewne jeszcze się znacząco pogłębi.
Po odcięciu nogi paczkowej Poczta Polska stałaby się biznesem kadłubkowym, trwale nierentownym. Byłaby zdana na dotacje z budżetu państwa, stałaby się przedsiębiorstwem państwowym dotowanym z publicznych pieniędzy. Pewnie musiałaby przejść restrukturyzację, część placówek zostałaby zamknięta, a część pracowników straciłaby pracę. O tym jednak rząd na razie nic nie mówi i pewnie przed wyborami nie powie. Twierdzi zresztą, że decyzje w sprawie rozbioru Poczty Polskiej jeszcze nie zapadły.
Czytaj więcej
Państwowy operator może zostać podzielony. Jak ustaliliśmy, zostałby on z deficytowymi usługami listowymi, zaś intratny segment kurierski zostałby scalony z paczkowym biznesem naftowego giganta.