Mariusz Janik: Pyrrusowe zwycięstwo

Skala triumfu fotowoltaiki nad Wisłą przerosła nie tylko szacunki autorów rządowych programów i strategii, ale przede wszystkim możliwości systemu energetycznego.

Publikacja: 08.09.2022 21:00

Mariusz Janik: Pyrrusowe zwycięstwo

Foto: Adobe Stock

Historia OZE nad Wisłą przypomina trochę serial, w którym nie brakuje gwałtownych zwrotów akcji, a zamysły bohaterów co rusz napotykają kolejne przeszkody. Ustanowiony w ostatnią środę rekord produkcji energii z fotowoltaiki (6711 megawatogodzin) to naturalny owoc wielkiego boomu na własne przydomowe źródła energii, w szczególności – rzecz jasna – na fotowoltaikę. Koniunkturę na tym rynku nakręcił z kolei rząd, uruchamiając program „Mój prąd”.

Gdy ruszała pierwsza edycja tego programu, niektórzy pokątnie utyskiwali, że rząd szykuje sobie listek figowy: rozwija OZE, ale bez zwijania konwencjonalnej, brudnej energetyki. Coś tam przyrośnie w miksie energetycznym, będzie mniej do nadganiania w stosunku do obietnic dotyczących OZE, zapisanych w rządowej „Polityce energetycznej Polski do 2040 r.”.

Kolejne wydarzenia zaskoczyły zapewne autorów tej inicjatywy. Polacy dosyć gremialnie ruszyli zakładać na dachu panele, a w tle rozkwitł mniejszy i większy biznes związany z montażem, zdobywaniem dotacji, ekspertyzami dotyczącymi instalacji. Notowania fotowoltaicznych firm na giełdzie wystrzeliły pod niebiosa. W rezultacie ten prosumencki boom (nie tylko wśród gospodarstw domowych, ale też w biznesie) pozwolił nie tylko wypełnić zobowiązania Polski z rządowych strategii, ale wręcz dalece je wyprzedzić. I jak triumfują dziś zwolennicy OZE, zbudować jakże potrzebny wobec gróźb Kremla potencjał produkcji energii.

Wydawałoby się, że nic, tylko iść za ciosem. Dlaczego zatem, zamiast przyspieszać, program zaczął zwalniać? Skala triumfu fotowoltaiki nad Wisłą dalece przerosła nie tylko szacunki autorów rządowych programów i strategii, ale przede wszystkim możliwości systemu energetycznego i jego menedżerów, którzy w niewielkiej mierze brali pod uwagę, że rewolucja może się dokonać na ich oczach, w ciągu kilku lat, nie decyzją rządową, ale setkami tysięcy indywidualnych decyzji podejmowanych przez zwykłych Kowalskich.

Czytaj więcej

Fotowoltaika ofiarą sukcesu. Padł rekord produkcji energii, ale nadszedł impas

W efekcie polskie sieci przesyłowe i dystrybucyjne – przez dekady funkcjonujące wyłącznie jako infrastruktura do wysyłania energii z centrów (wielkich elektrowni) na peryferie – dziś zderzyły się z sytuacją, gdy energię muszą wysyłać z peryferii do centrum i ponownie odsyłać ją na peryferie. I wcale nie są na to gotowe. Stąd przedłużające się procedury przyłączania do sieci, stąd przeciążenia skutkujące wyłączaniem instalacji PV.

W realiach wojny w Ukrainie oraz grożącego nam deficytu surowców naturalnych przeciwnicy OZE zyskują kolejny argument: energetyka prosumencka wiąże się z ryzykiem awaryjności (co jest, dodajmy, przede wszystkim wynikiem zwłoki w dostosowywaniu sieci do rozproszonego systemu energetycznego), a blackouty to ostatnia rzecz, jakiej nam dziś trzeba – zwłaszcza w zimie. Szkoda, bo to mogła – i na szczęście wciąż może – być jedna z naszych najpotężniejszych broni w surowcowych bojach z Kremlem. Skoro jesteśmy tak dobrze zabezpieczeni, jak zapewnia rząd – to może czas na intensywne prace nad dostosowaniem infrastruktury energetycznej do potrzeb OZE?

Historia OZE nad Wisłą przypomina trochę serial, w którym nie brakuje gwałtownych zwrotów akcji, a zamysły bohaterów co rusz napotykają kolejne przeszkody. Ustanowiony w ostatnią środę rekord produkcji energii z fotowoltaiki (6711 megawatogodzin) to naturalny owoc wielkiego boomu na własne przydomowe źródła energii, w szczególności – rzecz jasna – na fotowoltaikę. Koniunkturę na tym rynku nakręcił z kolei rząd, uruchamiając program „Mój prąd”.

Gdy ruszała pierwsza edycja tego programu, niektórzy pokątnie utyskiwali, że rząd szykuje sobie listek figowy: rozwija OZE, ale bez zwijania konwencjonalnej, brudnej energetyki. Coś tam przyrośnie w miksie energetycznym, będzie mniej do nadganiania w stosunku do obietnic dotyczących OZE, zapisanych w rządowej „Polityce energetycznej Polski do 2040 r.”.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację