Rz: W polskiej branży motoryzacyjnej perspektywa miliona aut elektrycznych w niespełna dziesięć lat oceniana jest jako bardzo mało realna. Na jakiej podstawie zbudowano ten plan?
Michał Kurtyka: Jesteśmy świadkami globalnego przełomu technologicznego. Nie powinniśmy pozwolić, by nas ominął. Oczywiście planowanie oparte na analizie trendów obarczone jest pewnym stopniem niepewności. Przewiduję jednak, że w okolicach 2020 roku wzajemne oddziaływanie obserwowanych trendów doprowadzi do strukturalnego przełomu w popycie na samochody elektryczne.
Jakie to trendy?
Jednym z nich jest ewolucja świadomości konsumenta. W obliczu postępującej urbanizacji i przy rosnącym zanieczyszczeniu spowodowanym ruchem drogowym coraz więcej osób zaczyna inaczej patrzeć na rolę samochodu spalinowego jako tradycyjnego środka lokomocji. Na Zachodzie młode pokolenie jest dużo mniej przywiązane do statusu posiadacza własnego auta. Ta grupa społeczna, wnosząc do społeczeństwa pewne wartości poprawiające jakość życia, może przyczynić się do spopularyzowania idei samochodów elektrycznych. Jeszcze silniejszym trendem jest postęp technologiczny. W produkcji baterii koszt jednej kilowatogodziny pojemności to dziś prawie 270 dolarów. Tesla przewiduje, że w roku 2020 koszt spadnie do ok. 100 dolarów. Według prognoz w latach 2020–2022 opłacalność zakupu małego samochodu elektrycznego będzie taka sama, jak w przypadku auta z napędem tradycyjnym.
Ale popyt na auta elektryczne rośnie wolniej, niż przewidywano jeszcze kilka lat temu. Nie tylko w Polsce, także w Europie Zachodniej i w USA, gdzie funkcjonują systemy dopłat.