Obietnica obozu rządzącego nie doczekała się realizacji. Po burzliwej dyskusji publicznej, w której ścierały się skrajne poglądy, ogłoszeniu dwóch różniących się projektów ustaw, problem kredytów walutowych i ich wpływu na kondycję gospodarstw domowych i polskiej gospodarki nie przestał istnieć.
Pomimo że dotychczas kredyty walutowe są relatywnie dobrze spłacane, to są niczym miecz Damoklesa – wysoki kurs CHF powoduje pozostawanie wielu kredytobiorców w pułapce zadłużeniowej, z której nie mają szans się uwolnić (zadłużenie przekracza wartość nieruchomości jako zabezpieczenia). Tłumi to optymizm konsumencki oraz zmniejsza wydatki wielu rodzin, negatywnie wpływając na ich życie społeczne oraz ograniczając wzrost PKB. To poważny problem makroekonomiczny związany z bardzo dużym ryzykiem destabilizacji systemu finansowego kraju w przypadku nagłych zmian w otoczeniu międzynarodowym. Gwałtowna zmiana kursu CHF i innych walut względem złotego może doprowadzić w skrajnym przypadku do niewypłacalności wielu polskich rodzin i w efekcie destabilizacji systemu bankowego i całej gospodarki. To tym bardziej niebezpieczne, że świat wcale nie staje się stabilny i nie ma widoków, aby takim się stał. Pozostawiane problemu kredytów walutowych bez rozwiązania generuje duże ryzyko dla gospodarki polskiej i wcale nie jest na rękę bankom i ich właścicielom.
Odporny system
Z perspektywy czasu argumenty, a nawet histeria środowisk związanych z bankami, a także uprzednie działania KNF w okresie najbardziej ożywionych dyskusji nad przedmiotowym problemem, są mocno wątpliwe. System bankowy wykazał się solidną odpornością na dodatkowe obciążenia, które miały doprowadzić do znacznego pogorszenia jego kondycji finansowej. Przykładem jest podatek bankowy, który banki skutecznie „zoptymalizowały", a ich zyski nie ucierpiały w wyniku jego wprowadzenia. W świetle ostatnich ruchów kadrowych z KNF do prywatnych banków, pojawiły się wątpliwości co do stanowiska prezentowanego jeszcze nie tak dawno przez KNF. Katastroficzne wizje tego, co będzie się działo po wprowadzeniu ustawy frankowej, były bardziej grą banków niż realną oceną sytuacji. W tej rozgrywce banki są górą. Do Sejmu trafiła mocno okrojona wersja ustawy de facto odnosząca się tylko do oczywistej etycznie kwestii zwrotu spreadów. Na wszelki wypadek i tu podniosły się głosy, że nawet tak ograniczona ustawa zrujnuje banki.
Obecnie ustawodawca, mając już odpowiednie doświadczenie, będzie w stanie wprowadzić takie rozwiązanie, które docelowo rozwiąże problem kredytów walutowych i jednocześnie uchroni polski system finansowy przed nadmiernym obciążeniem. Na stole są dwa pomysły. Przyjęcie prawa, które zagwarantuje zwrot spreadów oraz wprowadzenie uregulowań stopniowo podwyższających wymogi kapitałowe na ekspozycję w kredytach walutowych, co powodować będzie coraz większy koszt ich posiadania w bilansie przez banki (dalsze ich utrzymywanie będzie dla banków coraz bardziej nieopłacalne). Umożliwi to uniknięcie podstawowego problemu związanego z dotychczas rozważanymi scenariuszami, nie wymuszając na bankach jednorazowego przewalutowania kredytów po niższym kursie, co według standardów rachunkowości skutkowałoby jednorazowym wykazaniem straty na tej operacji i spowodowałoby spadek kapitałów. To dobry kierunek myślenia, ale nie wystarczająco skuteczny. Podnoszenie wymogów kapitałowych będzie ograniczało skalę prowadzonej działalności bankowej przy określonym poziomie kapitałów. Zamrożenie części kapitału będzie obniżało względną rentowność banku, a w przypadku niespełniania wymogów wywoła konieczność jego dokapitalizowania przez akcjonariuszy, jednak nie będzie powodowało realnego wypływu gotówki z banku. Przy obecnej nadpłynności banków skuteczność powyższego rozwiązania będzie ograniczona. Jednocześnie rozwiązanie to nie przynosi dodatkowych środków do budżetu państwa, stanowiącego w przypadku systemowego załamania z powodu nadmiernej ekspozycji walutowej obywateli i banków ostatnią linię obrony.
Zróżnicować podatek
Niezbędne jest dokonanie zróżnicowania wysokości tzw. podatku bankowego. Aktywa wyrażone w walucie obcej i związane z udzielonymi kredytami powinny zostać obciążone wyższym podatkiem niż te wyrażone w złotym. Słabością obecnej wersji podatku bankowego jest to, że możliwe jest takie operowanie strukturą aktywów, aby minimalizować obciążenia z nim związane (np. choćby chwilowe zwiększenie w portfelu udziału papierów skarbowych, które są zwolnione z podatku). W przypadku objęcia wyższym podatkiem aktywów związanych kredytami walutowymi nie będzie mogło być to tak łatwo obchodzone, gdyż decydującą kwestią byłaby waluta aktywów. Podatek powinien wzrastać w horyzoncie kilku lat, co wywierałoby na banki coraz większy nacisk, aby jak najszybciej zamieniać kredyty walutowe na te wyrażone w złotym. Beneficjentem tego rozwiązania będzie budżet państwa, natomiast większa dolegliwość dla banków wynikać będzie z jego nieodwracalności. W przeciwieństwie do wymogów kapitałowych, gdzie środki banku są jedynie mrożone do czasu zmiany struktury bilansu, płatność podatku jest nieodwracalna i stanowi realny ujemny cash flow dla banku. Wobec nieodwracalności płatności podatku, banki nie będą również liczyć na to, że przetrzymają wyższe wymogi kapitałowe do momentu, aż zmieni się władza i ta nowa przyjaźniejsza skoryguje wymogi kapitałowe i tym samym odmrozi kapitał, który jednak nie został stracony. Rozwiązanie na bazie podatku nie powoduje problemów z jednorazowym wykazywaniem strat jak to miałoby miejsce w przypadku jednorazowego przewalutowania. Aby jednocześnie zachęcić banki do zmniejszania ekspozycji na kredyty walutowe, można rozważyć obniżenie podatku od aktywów pochodzących z transformacji kredytów walutowych na złotowe dla tych banków, które podejmą konstruktywne działania.