Autarkię, tyle że w energetyce, chcą nam właśnie zafundować polskie władze. Budują państwowy monopol w tej dziedzinie. W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" odważnie przestrzegał przed nim prezes Urzędu Regulacji Energetycznej Maciej Bando, którego zdaniem skupienie energetyki w rękach państwa jest po prostu niebezpieczne dla odbiorców.
Władze oczywiście żadnego monopolu nie widzą. Uważają, że cztery kontrolujące rynek państwowe koncerny rywalizują ze sobą, aż furczy, a wypychanie z energetyki zagranicznych inwestorów to przypadek. Tak samo jak przypadkowa jest niechęć do budowy linii łączących Polskę z systemami sąsiadów z UE. Mniej łączników to mniejsza konkurencja tańszego prądu z niemieckich wiatraków i szwedzkich elektrowni wodnych.
Monopol to nie wszystko. Pełnomocnik rządu ds. infrastruktury strategicznej zapowiedział właśnie faktyczny odwrót Polski z unii energetycznej. Tej samej, której budowę Polska wspierała i która dzięki integracji rynków energii krajów UE miała nam zapewnić bezpieczeństwo energetyczne. Początkiem tej unii ma być integracja regionalnych rynków energii i wzmocnienie unijnej agencji koordynującej współpracę krajowych regulatorów.
To wszystko zdaniem polskich władz wiedzie do federalizacji, a federalnej Europy boją się one jak diabeł święconej wody. W zamian proponują energetyczną autarkię, oczywiście pod hasłem suwerenności. W warunkach państwowego monopolu autarkia wywinduje ceny energii, bijąc w konsumentów i przemysł. Gospodarka ucierpi, ale suwerenność zostanie zachowana. No to kiedy budowa iglicy?