Przejażdżka rollercoasterem – tak można powiedzieć o zakończonym 2021 roku. W ciągu kilku kwartałów sytuacja na rynkach pracy ewoluowała od minorowych nastrojów pełnych obaw o wzrost bezrobocia, przez wiosenno-letni okres odbudowy i wzmożonego popytu, który doprowadził do szoku podażowego i rosnących trudności rekrutacyjnych.
Dziś coraz częściej mówi się o „wielkiej rezygnacji", co w kontekście wysokiej inflacji, narastającego wypalenia zawodowego, zmęczenia pandemią i rewolucji cyfrowej wydaje się naturalne. I choć trudno polemizować z trendami, masowa rezygnacja z pracy w Polsce jest bardzo mało prawdopodobnym scenariuszem.
Od maja 2021 roku zyskuje na popularności teoria Anthony'ego Klotza, profesora zarządzania w Mays Business School of Texas A&M University, mówiąca o trendzie wielkiej rezygnacji z pracy. Na bazie obserwacji z USA jej autor przekonuje, że po okresie pandemii z lat 2020–2021 dojdzie do masowego wypalenia zawodowego, które będzie owocować równie masowymi odejściami z pracy.
Na amerykańskim rynku pracy do października odnotowano 35 mln wypowiedzeń, z czego ponad 24 mln od kwietnia 2021 roku. To dużo? Tak, chociaż nominalne wartości sugerują większą rewolucję niż w rzeczywistości. Bo gdy porównamy wynik z 2021 z całym 2020 rokiem, podczas którego 36,3 mln osób porzuciło pracę, obecne dane nie robią aż tak dużego wrażenia.
Teoria Klotza zyskała na popularności po tym, jak w wielu krajach w okresie odbudowy gospodarczej w II i III kwartale 2021 roku zaczęły uwidaczniać się ogromne trudności rekrutacyjne. W USA, Wielkiej Brytanii, w całej Unii Europejskiej (w tym w Polsce i nawet w Hiszpanii) liczby nieobsadzonych miejsc pracy przekroczyły te sprzed kryzysu pandemicznego, a w niektórych przypadkach biły historyczne rekordy. Teoria o wielkiej rezygnacji może trafnie tłumaczyć ograniczoną liczbę dostępnych pracowników na rynkach pracy.