Nikt nie odmawia rządowi prawa do zmian podatkowych. Nie można ich jednak robić w trakcie kryzysu, na ślepo, krótkowzrocznie, ani „na oko". Bo „na oko" to chłop w szpitalu umarł. A rządowy bubel forsowany jest w skandaliczny sposób.
Po „klepnięciu" ustawy przez Sejm trafiła ona do Senatu. Teraz to senatorowie muszą bawić się tym gorącym kartoflem. Ich wysiłki, nawet przy najlepszych chęciach, są skazane na niepowodzenie. Nie ma co się łudzić. Cerowanie poszarpanej szmaty nie ma sensu. Jej miejsce jest w koszu!
Pseudokonsultacje społeczne „rewolucyjnych" zmian w podatkach trwały zaledwie kilka tygodni, i to w okresie wakacyjnym. Nie przyniosły one żadnych zmian, tylko ostry sprzeciw Rady Przedsiębiorczości. Podtrzymany po ogłoszeniu drugiej wersji Ładu. Wersji, która w ogóle nie była konsultowana.
Polski Ład najmocniej uderzy w małe, średnie, niskomarżowe przedsiębiorstwa. Proponowane zmiany będą dla nich prawdziwym szokiem. Wywrócą do góry nogami wypracowane już biznesplany. Pojawią się nowe, nieproporcjonalne ryzyka, uderzające przede wszystkim w pracodawców. Na podatników zastawiane będą pułapki. Na odzyskanie zwrotu nadpłaconych danin zostaje np. miesiąc, podczas gdy zaległości podatkowe przedawniają się po pięciu latach! Błędów naruszających zasady proporcjonalności, równowagi, konkurencji, konstytucyjnej sprawiedliwości oraz praw nabytych jest o wiele więcej. Aby je wszystkie poprawić, potrzeba co najmniej pół roku. Władza narzuca jednak szaleńcze tempo prac. Będzie ono skutkowało chaosem i koniecznością szybkich nowelizacji. Ale do tego „Dobra Zmiana" już nas przyzwyczaiła.
Dlaczego rząd chce przepchnąć Polski Ład mimo mikrego poparcia społecznego? Mimo ostrzeżeń wielu środowisk, nie tylko Rady Przedsiębiorczości? Mimo protestów, jak choćby pierwszego w historii protestu biur rachunkowych, które przecież żyją z tego, że przepisy podatkowe są skomplikowane?