W ubiegłym tygodniu reguła ta sprawdziła się m.in. w przypadku papierów Facebooka i Boeinga.
O kłopotach z dreamlinerami słyszał chyba każdy dorosły Polak. I nie chodzi tylko o dwa boeingi 787 LOT, ale także o samoloty tego typu wykorzystywane przez inne linie. Rynek na doniesienia o problemach technicznych i usterkach najnowszego dziecka Boeinga przez dłuższy czas reagował dość spokojnie, przyjmując, że są to kłopoty typowe dla wieku dziecięcego nowych typów samolotów.
Sytuacja zmieniła się na początku ostatniego tygodnia, gdy nastąpiła kumulacja wiadomości o awariach. Szczególnie źle odebrano piątkowe informacje, że amerykański nadzór rynku lotniczego (FAA) postanowił dokładnie zbadać nie tylko przyczyny awarii, ale cały proces produkcji samolotu począwszy od projektu, aż po montaż.
Kurs akcji Boeinga w ostatnich trzech miesiącach zazwyczaj zachowywał się lepiej niż indeks Dow Jones. Inwestorzy patrzyli na regularne dostawy dreamlinerów (w barwach różnych linii lata już 50 maszyn), na plany produkcyjne (dostawa 10 samolotów tego typu co miesiąc do końca 2013 r.) i na składający się z 798 maszyn portfel zamówień. Kumulacja awarii wyraźnie ich wystraszyła. Podobnie zresztą jak potencjalne skutki analiz FAA.
W przypadku Facebooka rynek nadal kupuje plotki i nadzieje, a co za tym idzie – papiery spółki odrabiają olbrzymie straty, jakie przyniosły w pierwszych miesiącach po ubiegłorocznym debiucie. Licząc od dna osiągniętego 4 września 2012 roku, kurs akcji Facebooka do piątku wzrósł o prawie 79 proc., a motorem wydają się nadzieje, że spółka znalazła sposób na zarabianie na mobilnej reklamie. Pierwszym sprawdzeniem słuszności tej wiary będą ogłoszone 30 stycznia wyniki za IV kwartał 2012 roku.