[b][link=http://blog.rp.pl/salik/2009/05/08/google-story-czyli-pazernosc-poplaca/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Schmidt nie ma zamiaru rezygnować, bo jego zdaniem Apple i Google to nie konkurencja.
Google powtarza drogę, którą przeszedł wcześniej np. Microsoft. I nie tylko dlatego, że założyciele tej firmy Page i Brin dorobili się miliardów jak ich alter ego z Microsoftu – Gates i Allen. Ale też z powodu zagubienia w korporacyjnym świecie. Bo im amerykańska firma większa, tym większa presja, by się bardziej rozwijała. A gdy panuje się nad jednym lub nawet kilkoma (jak Microsoft) segmentami rynku, tym trudniej o nowe źródła przychodu. Microsoft zaczął więc np. robić konsole do gier, a Google oprogramowanie do komórek konkurencyjne dla Apple'a.
Ale im firma większa, tym trudniej jest nią także zarządzać. Mnożą się więc jak króliki struktury poziome, odpowiedzialne za kolejne i coraz bardziej tajemnicze elementy jej funkcjonowania. Firma kilku pasjonatów staje się szybko koncernem pełną gębą, z masą menedżerów, dyrektorów i prezesów. I tak Google z kilkuosobowej spółki przemienił się w koncern z 61 wiceprezydentami!
A wraz z przerostem gubi się to, co na początku działania było najważniejsze. Pracownicy przestają się z firmą molochem identyfikować, choć amerykańskie korporacje nasączają ich mózgi hasłami identyfikacji z firmą, integracji i ducha rywalizacji.