W procesie rozwoju prawa spółek wiele pojęć straciło dosłowność: papier wartościowy najczęściej nie jest papierem, akcji na okaziciela nie można okazać, spółka jednoosobowa zaś wcale nie jest spółką osobową.
Właśnie pojawia się nowy paradoks: akcjonariusz bez akcji. 3 sierpnia wejdzie w życie nowelizacja kodeksu spółek handlowych przewidująca możliwość uczestniczenia w walnym zgromadzeniu podmiotu, który wprawdzie posiadał akcje w dniu rejestracji, lecz zbył je przed walnym.
Nowe regulacje wymagają uwspółcześnienia statutów wielu spółek. Jak często bywa, pierwszą z podejmujących wyzwanie jest PKN Orlen. Lecz zgłoszone przez zarząd (niewątpliwie w porozumieniu ze Skarbem Państwa) propozycje zmian w statucie spółki budzą zastrzeżenia wielu inwestorów instytucjonalnych.
Z jednej strony na rynku obowiązuje zasada: tyle władzy w spółce, ile udziału w jej kapitale. Z drugiej – nie brak opinii, że Orlen jest krzyżówką rynku z polityką, ogniwem bezpieczeństwa energetycznego państwa, przeto interes publiczny jest tu niemniej ważny niż prywatny. Inwestorzy instytucjonalni z zasady nie akceptują rozwiązań mających chronić spółkę przed przejęciem; Skarb Państwa gotów jest chronić swój prymat nad spółką nawet kosztem jej efektywności.
Spółka i Skarb Państwa dążą do zwiększenia przejrzystości akcjonariatu. Słusznie. Skoro wymaga się przejrzystości od spółek giełdowych, dlaczego nie oczekiwać jej od akcjonariuszy wchodzących w różnorodne konstelacje, zależności i porozumienia?