Dziwne, bo osobiście znam jednego absolwenta tego kierunku uchodzącego w niektórych kręgach za eksperta rynku kolejowego, bez którego aktywności polska kolej byłaby dziś w zupełnie innym miejscu. A w którym? To dobre pytanie.
Przed tygodniem w Chinach oddano do użytku superszybki pociąg. Rozwija prędkość 350 km/h. W polskich realiach to wyzwanie z kategorii science fiction. Przy dużym wysiłku finansowym być może stać nas będzie na Pendolino, które nad morze zawiezie Polaków już za dwa lata w dwie i pół godziny. Gdzie więc tkwi problem nie dość intensywnego rozwoju polskiej kolei? W pieniądzach? W braku konkurencji? W kiepskim prawie? A może w fałszywie budowanej przez tzw. ekspertów społecznej świadomości, że polska kolej jest tak źle zorganizowana i zapuszczona, że lepiej ją zlikwidować, niż skutecznie reformować?
Papier jest cierpliwy, człowiek zdecydowanie mniej. Brakuje cierpliwości, gdy absolwent politologii podejmuje temat kluczowej dla pasażerów ustawy o transporcie zbiorowym, formułując poglądy na granicy odpowiedzialności karnej za słowo. Pomówienie typu, że ,,to, co przyjął rząd, zostało na życzenie PKP zmienione o 180 stopni’’, to ciężki zarzut nielegalnego lobbingu podczas posiedzeń sejmowej podkomisji kierowany pod adresem spółki Skarbu Państwa. Zarzut bezsensowny, zważywszy że w posiedzeniach tych mogły wziąć i brały aktywny udział wszystkie zainteresowane podmioty.
Forma i treść proponowanych zmian zostały nagrane i są dostępne wraz z listą obecności, na której można odnaleźć zarówno PKP, jak i tzw. niezależnych ekspertów.
Bieżąca polityka pokazała, że słowa potrafią być brzemienne w skutki jak czyny. Efekt felietonów pisanych bez tej świadomości? Rozwój transportu kolejowego w Polsce popiera tylko kilka procent społeczeństwa. I żadne drastyczne statystyki śmierci na drodze, emisji dwutlenku węgla czy degradacji dróg tego nie zmienią.