Reklama
Rozwiń
Reklama

Czas zamienić JSW w diament

W moim rankingu najważniejszych giełdowych wydarzeń ubiegłego tygodnia czołowe miejsca zajęły dwie publiczne oferty akcji

Publikacja: 23.05.2011 02:55

Jedna jest rodzima, a druga wirtualna, społecznościowa i zagraniczna, choć z polskim wątkiem.

Ofertę akcji BGŻ trudno uznać za udaną. Cena była niska w porównaniu z zawyżonymi oczekiwaniami właściciela. Popyt na akcje w zasadzie zerowy, można rzec, że grzecznościowy i wygenerowany zgodnie z zasadą: coś trzeba kupić, bo może się okazać, że się na tym troszkę zarobi. To był silny sygnał ostrzegawczy dla Skarbu Państwa, że giełdowa ścieżka prywatyzacji, z której rząd w ostatnim czasie tak chętnie korzystał, może się gwałtownie zamknąć. Testem będzie oferta akcji Jastrzębskiej Spółki Węglowej.

W zgodnej opinii tych, którzy rozumieją rynek giełdowy, negatywny wpływ na popyt na akcje BGŻ miało także to, że fundusze emerytalne, którym politycy w imię walki z deficytem budżetowym mocno przykręcili kranik z pieniędzmi przekazywanymi przez ZUS, zaczęły bardziej selektywnie inwestować. Do portfeli będą wybierali rodzynki sprzedawane w dobrych cenach.

Złym znakiem dla ministra Aleksandra Grada płynącym z oferty akcji BGŻ było to, że nie pojawili się biali rycerze, czyli inwestorzy zagraniczni, o których w marcu z takim przekonaniem mówił wiceminister skarbu Adam Leszkiewicz. Może skusi ich oferta JSW. A to może się stać – tu powtarzam swoją opinię sprzed dwóch miesięcy – tylko wtedy, gdy szczególnie Polska, a w przypadku ogólnym tzw. rynki wschodzące, będzie akurat w modzie. I tylko wtedy, gdy spółka będzie miała odpowiednio wysoką kapitalizację i płynność rynkową.

Widząc informacje, że z funduszy inwestujących na europejskich rynkach wschodzących w tygodniu zakończonym 18 maja odpłynęło najwięcej pieniędzy od października 2008 r., na miejscu sprzedającego węglowe akcje już teraz zacząłbym przekonywanie zagranicznych inwestorów, że JSW to diament, najcenniejsza odmiana alotropowa węgla.

Reklama
Reklama

Drugim wydarzeniem była oferta akcji LinkedIn, stale zyskującego na popularności także w Polsce internetowego serwisu społecznościowego dla profesjonalistów. Okazała się większą bańką spekulacyjną, niż mogłem sobie wyobrazić. Zaskoczyło mnie to, że cena emisyjna była zdecydowanie wyższa niż proponowana we wstępnych widełkach. Dech w piersiach zapierało mi, gdy na ekranie monitora obserwowałem w czwartek zachowanie kursu LinkedIn w pierwszym dniu giełdowych notowań. Z licznych komentarzy zachodnich mediów elektronicznych wnoszę, że nie jestem osamotniony w swoim zdziwieniu.

Autor jest publicystą ekonomicznym

Opinie Ekonomiczne
Cezary Szymanek: List do Św. Mikołaja, który wierzy w wolny rynek
Opinie Ekonomiczne
Ptak-Iglewska: Rolnicy zwalczają Mercosur i narażają europejskie bezpieczeństwo
Opinie Ekonomiczne
Iwona Trusewicz: Pieniądze dla Ukrainy: zwyciężył strach i lobby rosyjskie
Opinie Ekonomiczne
Zielony wodór: lekcja z niemieckiego fiaska
Opinie Ekonomiczne
Hubert Janiszewski: Jak naprawić ustawę o kryptoaktywach
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama