Przedstawiając sytuację na rynku depozytowym, publicyści, ale również uznani ekonomiści, coraz częściej używają określenia „wojna depozytowa". Określenie to pojawiło się po raz pierwszy w III kw. 2008 r. po upadku banku Lehman Brothers. Wtedy w wyniku spadku zaufania i w konsekwencji ograniczenia skali operacji na rynku międzybankowym banki zaczęły stosować agresywne strategie cenowe w celu pozyskania środków pieniężnych od gospodarstw domowych na działalność kredytową.
Doprowadziło to do dużego wzrostu oprocentowania lokat oraz stworzyło trwającą do dzisiaj nietypową sytuację, kiedy to zobowiązania banków wobec ludności i przedsiębiorstw są obciążone wyższym kosztem niż zobowiązania wobec sektora finansowego. Efektywne oprocentowanie zobowiązań wobec sektora finansowego wynosi 2,3 proc., a wobec sektora niefinansowego 2,8 proc.
Rosnąca konkurencja
Wojna depozytowa to nic innego jak ostra konkurencja cenowa pomiędzy bankami prowadzona w warunkach wysokich kwot ubezpieczeń depozytów i trudności w pozyskaniu środków z innych źródeł, zwłaszcza z rynku międzybankowego. Wojna depozytowa jest przejawem hazardu moralnego, gdyż wysokie gwarancje dla deponentów stwarzają sytuację, w której banki, licytując oprocentowanie depozytów, w przypadku destabilizacji nie poniosą wszystkich konsekwencji swoich ryzykownych działań. W najgorszym scenariuszu wojna depozytowa może doprowadzić do kryzysu w systemie bankowym z negatywnymi konsekwencjami dla całej gospodarki i obywateli.
Pesymistyczne prognozy rozwoju gospodarczego nie będą skłaniały klientów do długoterminowego oszczędzania
Po spokojnym 2010 r. w drugiej połowie 2011 r. po raz kolejny zaostrzyła się konkurencja na rynku depozytowym. Orężem walki konkurencyjnej stały się lokaty antypodatkowe. Sytuacja na rynku depozytowym, a przede wszystkim powtarzające się wojny cenowe skłaniają do głębszych refleksji dotyczących sposobów finansowania działalności kredytowej w polskim sektorze bankowym.