Mój felieton „Chciwość jak cholesterol" spowodował więcej reakcji niż zwykle, wiele z nich krytycznych. Jak to, chciwość jest pozytywna? Czyli nic ma się nie zmienić i znowu będą kryzysy?
Cieszę się, że była reakcja, a martwię, że moja najczęściej dobrze rozszyfrowywana przewrotność tym razem okazała się zbyt zawiła.
A intencja była następująca: słowo „chciwość", jeśli odwinąć je z frazeologicznego opakowania, jest jakimś tam, może nie najprzyjemniej brzmiącym, synonimem podstawowej sprężyny ludzkiego działania w biznesie. W takim podejściu powiedzieć, że chciwość wyjaśnia całokształt przyczyn kryzysu, co robi wielu analityków rzeczywistości obecnej, to tak jak powiedzieć, że winny jest człowiek. Czyli nic nie wyjaśnić. A brzmi to głęboko i przy tym bardzo etycznie.
Ale nie lekceważę etyki w biznesie. Uważam, że może być ona ważnym weryfikatorem zachowań w świecie coraz bardziej skomplikowanych stosunków społecznych i ekonomicznych. Siłą nakazów etycznych jest ich prostota i jednoznaczność. Daje się to zastosować w każdej skomplikowanej sytuacji.
W filmie „Chciwość" główni bohaterowie nie łamali prawa, oni byli nieetyczni. Tylko czy „aż"? Według dzisiejszych norm niestety „tylko".