Załoga kolejnego zakładu wydobywczego obroniła swoje miejsca pracy i to nie siłą, organizując strajki czy paląc opony, ale po prostu ciężką pracą. Widmo likwidacji katowickiej kopalni Wujek, kopalni – symbolu, zawisło nad nią na początku roku. Po podziemnym pożarze z eksploatacji wyłączono dwie ściany wydobywcze. Dla zobrazowania tego, czy to dużo czy mało dodam tylko, że obecnie w tej kopalni działają cztery (trzy na ruchu Wujek, jedna na ruchu Śląsk). Katowicki Holding Węglowy, do którego należy kopalnia rozważał różne warianty, w tym ten czarny scenariusz, czyli wygaszenie kopalni. Przygotowano jednak plan naprawczy, który ok. czterotysięczna załoga zakładu zaczęła wdrażać w życie. Część osób musiała szybko zmienić stanowiska pracy – na te bezpośrednio przy wydobyciu czy udostępnianiu nowych pokładów. I o dziwo górnicy zrobili to bez mrugnięcia okiem. Gdy rozmawiałam z nimi tydzień temu przyznawali, że pewnie, że chcieliby podwyżek, zresztą jak każdy, ale zdają sobie sprawę, że wybór tu jest prosty. Albo obniżymy koszty pokazując, na co nas stać, albo będziemy je podnosić, a to nie pozwoli wyjść kopalni na prostą, a co dalej – łatwo się domyślić. Wyrozumiałością wykazuje się zresztą cała załoga KHW, która najprawdopodobniej zrezygnuje z postulowania o 8 proc. podwyżki płac i przyjmie propozycję zarządu mówiącą o podwyżce o 2,7 proc., czyli wskaźnik prognozowanej inflacji. Dla całej spółki oznaczałoby to więc wydanie na podwyżki nie 110 mln zł, ale 37 mln zł w skali roku.

Górnicy, jeśli naprawdę im zależy na swojej grubie (kopalni – red.) potrafią o nią zawalczyć. Innym przykładem niech będzie załoga Silesii w Czechowicach Dziedzicach. Kopalni groziło zamknięcie, Kompania Węglowa zapowiedziała, że nie zamierza tam inwestować, więc załoga sama znalazła inwestora. Pierwszy, szkocka Gibson Group, był jak trafienie kulą w płot. Jednak kolejny – czeski EPH pod koniec 2010 r. kupił kopalnię i właśnie zaczął z niej wydobywać pierwszy węgiel, przy okazji jeszcze zwiększając prawie dwukrotnie zatrudnienie.

Innym przykładem jest załoga kopalni Kazimierz Juliusz, gdzie KHW ma 100 proc. udziałów. W zakładzie kończy się złoże, więc załoga postawiła na badania kolejnych terenów. Teraz zaś jest szansa, ze kopalnia wystąpi o koncesję na złoża nieczynnej kopalni Jan Kanty. A wszystko po to, by mogła działać.

Czy taka determinacja popłaca? Weryfikuje to najczęściej czas. Ale jest na pewno o wiele lepiej postrzegana niż kolejne groźby i roszczenia wysuwane w kierunku zarządów spółek węglowych.