Czym można wytłumaczyć tak nagłe rozczarowanie rynków? Zwykłym malkontenctwem inwestorów, którzy najpierw oczekiwali, że EBC „coś zrobi", a jak rzeczywiście obniżył stopy, nagle poczuli się zaniepokojeni jego polityką?

Kluczowe mogło być obniżenie stopy depozytowej – z 0,25 proc. do 0 proc. Oznacza to, że banki nie będą miały żadnej korzyści z trzymania pieniędzy na depozytach w EBC. A ponieważ nie będą też w tych niepewnych czasach inwestować w gospodarkę realną, to bardzo prawdopodobne, że więcej wydadzą na amerykańskie obligacje czy aktywa denominowane w jenach.

Ponieważ szef EBC Mario Draghi nie zasugerował w żaden sposób, że będzie drukował pieniądze (w ramach tzw. ilościowego luzowania), nie zapowiedział żadnego LTRO ani innej Wunderwaffe, inwestorzy znowu zaczęli się bać o strefę euro. Rynek nie dostał działki swojego ulubionego narkotyku. A raczej dostał, ale nie ten, do którego był przyzwyczajony.

Trudno jednak obwiniać w tej sytuacji Draghiego. Tym, co w największym stopniu usatysfakcjonowałoby inwestorów, byłoby rozwiązanie polityczne, pozwalające uspokoić sytuację w strefie euro. Jakiś fundusz oddłużeniowy, połączony z unią bankową, fiskalną i transferową. Jakieś rozwiązania pozwalające ożywić wzrost gospodarczy. Coś, co przekona inwestorów, że strefa euro nie rozleci się z powodu polityki Angeli Merkel. Albo w ostateczności „znieczulenie" przy operacji dzielenia unii walutowej.