Bardziej martwi, że od lat jesteśmy na końcu tego rankingu, ale i tutaj łatwo dostrzec historyczną prawidłowość, która odrobinę nas usprawiedliwia – wysoko w rankingu są kraje od dawna wolnorynkowe, a nisko dawne demoludy.
Wolny rynek, konkurencja, efektywność ekonomiczna – to wszystko sprzyja innowacyjności. I nie zawsze są to przyjemne motywatory. Czasem wdraża się innowację w produkcji, która pozwala redukować zatrudnienie. Czyli – nie bójmy się tego słowa – wyrzucać ludzi z pracy. Dobra współpraca biznesu z nauką, – kolejny miernik innowacyjności – może oznaczać frustracje młodego naukowca, gdy ciekawe kierunki badań muszą ustąpić projektom komercyjnym. Ale to także entuzjazm młodych przedsiębiorców, którzy wierzą, że w Internecie można zrobić globalną karierę.
Dla innowacyjności i przedsiębiorczości instytucjonalne ramy są ważne, ale kluczowa jest zbiorowa świadomość, która widzi w nich cnoty i je popiera. I wiara, że możemy być lepsi od innych. Dosyć często w publicznym dialogu – częściej politycznym niż gospodarczym – można usłyszeć, że coś w Polsce należy robić (albo nie należy), bo „cały świat od dawna tak już robi" (albo właśnie nie robi). Błędem byłoby odrzucać doświadczenia innych, ale jeżeli będziemy się tylko nimi kierowali, to na zawsze pozostaniemy w globalnej ariergardzie innowatorów. Widać to w polskiej branży internetowej, w której to przedsiębiorcy od 15 lat z lepszym lub gorszym skutkiem powielają tylko pomysły z bardziej zaawansowanych rynków.
– Na innowacyjność trzeba mieć pieniądze, dobry zwrot z inwestycji, szansę na dużą skalę działania – powie sceptyk. I będzie miał rację. Uwarunkowania ogólnoekonomiczne nie sprzyjają innowacyjności w Polsce, bo jesteśmy stosunkowo ubogim krajem. Ale warto pamiętać, że Szwecja i Finlandia – liderzy innowacyjności też kiedyś takie były.