Nie ma przyjaźni w sprawie „Przyjaźni"

Rosja straciła twarz i reputację solidnego dostawcy ropy na unijny rynek. Teraz próbuje znaleźć temat zastępczy, bo odwrócić uwagę opinii publicznej od własnej odpowiedzialności. Jest nim Polska i jej roszczenia.

Publikacja: 26.05.2019 15:54

Nie ma przyjaźni w sprawie „Przyjaźni"

Foto: Bloomberg

Dzień po spotkaniu polsko-rosyjsko-niemieckim w Warszawie, głos w sprawie brudnej „Przyjaźni" zabrał wicepremier Dmitrij Kozak odpowiedzialny na Kremu za sektor energetyczny Rosji.

- Chodzi o rozmiar rekompensaty. A także o sporne sprawy związane z technologią przechowywania tej (brudnej -red) ropy. U nas (Rosji i Polski -red) występuje tutaj różnica zdań, co do objętości ropy. Ponieważ uruchomiono przepływ do rurociągu jednej objętości niestandardowej ropy, a dziś podaje nam się objętość kilka razy większą - mówił Kozak cytowany przez agencję RIA Nowosti. Urzędnik dodał też, że Polacy „samodzielnie" i bez powiadamiania strony rosyjskiej „rozcieńczyli" brudny surowiec czystym.

Znamienne, że wypowiedź Rosjanina miała miejsce w piątek, a więc dzień po tym, jak w Warszawie spotkali się przedstawiciele Polski, Rosji i Niemiec, by ustalić co dalej z zanieczyszczoną ropą robić: jak się jej pozbyć; ile ma to kosztować i kto za to zapłaci.

Po tym spotkaniu polski operator naftociągu - spółka PERN wydała komunikat, jak na swoje zwyczaje, nadzwyczaj obszerny i rzeczowy. Stoi w nim czarno na białym, że „wznowienie dostaw surowca (...) możliwe jest 9 czerwca pod warunkiem uzyskania potwierdzenia reklamacji złożonych przez rafinerie niemieckie i polskie".

Jakie to reklamacje i na jakie kwoty, tego już się od PERN nie dowiadujemy. Ale spółka podkreśla, że jeżeli Rosjanie zrobią to, do czego się zobowiązali, to „polski system przesyłowy w ciągu najbliższych pięciu miesięcy zostanie w pełni oczyszczony".

Ten okres pięciu miesięcy pada tylko w polskim komunikacie. Inni operatorzy - białoruski, ukraiński, słowacki, potulnie przyjmują rosyjskie warunki i odkręcają kurki. Węgierski MOL, który najwcześniej i także „samowolnie" wypompował brudną ropę ze swoich rur i zaczął ją mieszać z czystą, nie dostał jednak od Rosjan żadnej reprymendy.

Niepokorna Polska, która coraz szybciej pozbywa się zależności od rosyjskich surowców, jest tutaj jednak wyjątkowym przeciwnikiem. Dlatego Krem twierdzi, że to właśnie Polska chce przy tej okazji dostać więcej, aniżeli jej się w rzeczywistości należy.

Takie oskarżenia rzucane publicznie w obecności dziennikarzy służą jedynie zaostrzeniu sporu i usztywnieniu stanowisk przed kolejnymi rozmowami zaplanowanymi w Moskwie na 3 czerwca. Mam jednak wrażenie, że to właśnie Moskwie chodzi. W wypadku braku porozumienia, można przecież całą winę zrzucić na Polaków, którzy swoim uporem i brakiem elastyczności będą blokować słuszne rosyjskie działania.

Nie dajmy się w to wmanewrować. Wicepremierowi Kozakowi należy się z naszej strony równie szczera odpowiedź. I to szybko.

Dzień po spotkaniu polsko-rosyjsko-niemieckim w Warszawie, głos w sprawie brudnej „Przyjaźni" zabrał wicepremier Dmitrij Kozak odpowiedzialny na Kremu za sektor energetyczny Rosji.

- Chodzi o rozmiar rekompensaty. A także o sporne sprawy związane z technologią przechowywania tej (brudnej -red) ropy. U nas (Rosji i Polski -red) występuje tutaj różnica zdań, co do objętości ropy. Ponieważ uruchomiono przepływ do rurociągu jednej objętości niestandardowej ropy, a dziś podaje nam się objętość kilka razy większą - mówił Kozak cytowany przez agencję RIA Nowosti. Urzędnik dodał też, że Polacy „samodzielnie" i bez powiadamiania strony rosyjskiej „rozcieńczyli" brudny surowiec czystym.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację