Według ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza, HP miał w środę przyznać się w USA, że jego polski oddział korumpował urzędników. Czy amerykańskim firmom, które dopuszczają się za granicą łapownictwa, coś w USA grozi?
Roman Rewald: Grożą im wysokie kary finansowe na mocy ustawy o zagranicznych praktykach korupcyjnych (FCPA), uchwalonej w 1977 r. po aferze Lockheeda (w latach 1950–1970 spółka płaciła politykom m.in. z Japonii, RFN i Włoch za pomoc w uzyskaniu kontraktów na dostawy myśliwców). Ustawa stanowi, że firmy płacące przedstawicielom władz za poprawienie swojej sytuacji popełniają przestępstwo. Dotyczy ona nie tylko spółek amerykańskich, ale też zagranicznych firm notowanych na amerykańskich giełdach lub prowadzących w USA działalność. FCPA stał się wzorcem dla OECD, aby wprowadzić podobne regulacje we wszystkich krajach należących do tej organizacji, ale tylko w USA bardzo skrupulatnie się je egzekwuje. Kary za łamanie FCPA są dla przedsiębiorstw bardzo dotkliwe (rekordzistą jest Siemens, który w 2008 r. musiał zapłacić 450 mln dol. – red.).
Jakie były przesłanki do przyjęcia FCPA? Mogłoby się wydawać, że w interesie USA leży, aby amerykańskie spółki zdobywały jak najwięcej kontraktów zagranicznych. A tym, czy robią to uczciwie, powinny się martwić kraje, które te kontrakty przyznają.
Korupcja jest ohydną praktyką. Powoduje, że złe usługi i produkty wypierają dobre usługi i produkty. To jest rak, niszczący wolny rynek i konkurencję. Stany Zjednoczone są zaś zainteresowane tym, żeby konkurencja była równa na całym świecie, żeby amerykańskie spółki mogły robić interesy wszędzie na takich samych zasadach, co lokalne firmy. Nieskrępowana konkurencja uchodzi za najlepszą dla światowej gospodarki, której USA są znaczącą częścią.
HP jest również podejrzewany ?o łapownictwo w Rosji ?w minionej dekadzie. Rozumiem, że decyzje o przekupywaniu urzędników podejmują lokalni pracownicy międzynarodowych koncernów, znający realia danego kraju. Jak reagują na to centrale spółek?