Lech Wałęsa i kapitalizm

Dawny przywódca „Solidarności" zaskoczył nas po raz kolejny – choć naiwnie sądziliśmy, że niczym więcej nie będzie już w stanie nas zaskoczyć. Ogłosił właśnie, że nadszedł czas, by wrócić w szeregi związków zawodowych i zacząć walczyć z kapitalizmem. A właściwie z kapitalistami, którzy jego zdaniem „za dużo sobie pozwalają i trzeba ich przytemperować".

Publikacja: 25.04.2014 08:59

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

Foto: Fotorzepa, RP Radek Pasterski

Nieco ironicznie można by zauważyć, że Lech Wałęsa jest zawodowym Dawidem, zawsze gotowym stanąć do pojedynku z Goliatem. Silny był cztery dekady temu komunizm – walczył z nim, aż udało się go obalić i zaprowadzić kapitalizm. Silna była 22 lata temu prawica – aż ją pokonał i otworzył w ten sposób drogę do władzy lewicy. Oczywiście tylko po to, by zaraz ustawić się znów w pozycji bojowej, po to by zwalczać lewicę. W sumie nic dziwnego, że dziś przymierza się do walki z kapitalistami.

Mówiąc zupełnie serio, nie mam nic przeciwko temu, by w demokratycznym społeczeństwie ścierały się różne szkoły myślenia. Liberalna gospodarka rynkowa – taka, w którą niemal wszyscy wierzyliśmy i która w latach 90. święciła triumfy, rzeczywiście nie wygląda dziś tak lśniąco jak wówczas. Wiele złego zdarzyło się na rynkach finansowych, na których nadużycie wolności gospodarczej i naiwna wiara w to, że samo obracanie papierem tworzy zyski, wywołały ciężki kryzys, grożący jednym utratą oszczędności, a innym utratą pracy.

Obniżenie progresywności opodatkowania, powszechnie chwalone przez ekonomistów z całego świata, doprowadziło w USA do nierówności dochodowych o skali, która nie istniała tam od początków zeszłego stulecia. Globalizacja spowodowała, że wiele dawniej zamożnych regionów wpadło w ciężką depresję i walczy dziś z masowym bezrobociem i beznadzieją. Zaostrzenie konkurencji rynkowej doprowadziło do tego, że wielu ludzi utraciło pracę – a jednocześnie zyski wielkich korporacji wzrosły.

To wszystko prawda, choć na takie argumenty – które najwyraźniej trafiają do przekonania Lechowi Wałęsie – można znaleźć równie przekonujące kontrargumenty. Mówiące o tym, że to wcale nie oznacza, iż wolność gospodarczą trzeba ograniczyć. I że raczej należy zawierzyć działaniu rynku, który czasem może być bezlitosny dla tych, którzy nie umieją się dostosować do jego reguł. Ale na dłuższą metę zmusza ludzi do zachowań, dzięki którym rośnie powszechny dobrobyt – choć prawda, niezbyt równo dzielony.

Nie mam więc do Lecha Wałęsy żadnych pretensji o to, że chce wziąć udział w tej dyskusji.  Chętnie zwróciłbym mu tylko uwagę na jedno. Dyskutując, nie można popadać w anachronizm. Gospodarka, w której niewielka grupka chciwych kapitalistów wyzyskuje masy proletariuszy, już dawno ?nie istnieje. Nie ma wąskiej grupy kapitalistów ?– są miliony przedstawicieli klasy średniej, posiadających akcje wielkich firm. ?Nie ma jednolitego interesu pracujących, reprezentowanego przez związki zawodowe. Jest za to np. wyraźna różnica interesów między pracownikami dobrze wykształconymi, poszukującymi rozwoju ?i elastycznych form zatrudnienia a tymi, którzy są ?gotowi bronić strajkiem swoich miejsc pracy, nawet jeśli tracą one ekonomiczną rację bytu.

Można dyskutować o zaletach i wadach kapitalizmu – ale takiego kapitalizmu, z jakim mamy do czynienia teraz, a nie takiego, o którym pisał Karol Marks.

Witold M. Orłowski główny ekonomista PwC w Polsce

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką