Także wśród rządzących, jak dowodzą taśmy opublikowane przez „Wprost". Choć potajemnie nagrane uwagi szefa MSW o „tłustych misiach", które do tej pory myślały, że są bezkarne, to drobiazg w porównaniu z publiczną deklaracją Jarosława Kaczyńskiego z ubiegłorocznego Forum Ekonomicznego w Krynicy, gdy szef PiS mówił o „ciemnych sieciach" wśród polskich przedsiębiorców i mechanizmie selekcji negatywnej w biznesie...

Nie ulega wątpliwości, że mętne interesy biznesmenów państwo powinno zwalczać i nie może dopuścić do tego, aby bezkarni pozostawali ludzie piastujący wysokie stanowiska czy posiadający wielkie majątki. Problem w tym, że w wydaniu polityków taka walka łatwo może się przekształcić w polowanie na czarownice, zwłaszcza gdy społeczne nastroje sprzyjają demagogicznym zagrywkom. Warto jednak pamiętać, że polskie „tłuste misie" wyglądają na grube duże ryby dlatego, że pływają w małym stawie. Gdy przyrównujemy ich aktywa do majątków międzynarodowych krezusów, okazuje się, że wypadają skromnie.

Czy powinniśmy się tym przejmować? Trochę tak, bo w epoce globalnej gospodarki jak nigdy wcześniej sprawdza się  powiedzonko, że duży może więcej. Wprawdzie ostatnio modne jest mówienie o tym, ile warta jest w biznesie zwinność (agility), ale do konkurowania z międzynarodowymi gigantami trzeba mieć odpowiednią skalę działania. A przykład Orlenu i Możejek pokazuje, że lepiej, gdy tę skalę mają prywatne firmy, a nie  firmy z państwowym rodowodem obciążone wpływami  polityków.

Gdybyśmy po transformacji mieli więcej rodzimego kapitału, to być może ekonomiści mieliby teraz mniej powodu do narzekań, że staliśmy się tanią montownią dla zachodnich koncernów. Dlatego też, zanim rządzący wezmą na cel „tłuste misie", warto by sprawdzili, kto za nimi stoi. Nie chodzi o powiązania polityczne, ale o miejsca pracy, kontrahentów, podwykonawców.

Ustrzelić dużego misia nie jest specjalnie trudno  – jak dowodzi przykład Romana Kluski. Tyle że ze złupionej skóry niewiele jest pożytku. Kluska wprawdzie otrząsnął się po prześladowaniach i zajął produkcją świetnych serów Made in Poland, ale bardziej skorzystalibyśmy na jego energii i talentach, gdybyśmy dziś zamiast serów mieli jego komputery z taką właśnie metką.