Grzegorz W. Kołodko: Polski bałagan, czyli manifest populistyczny

To dobrze, że partyjni przywódcy stojący u sterów władzy też już mają dosyć bałaganu, do którego wraz z poprzednikami sami nieźle się przyczynili, i zapragnęli więcej porządku w sprawach publicznych, ogłaszając Polski Ład.

Publikacja: 20.05.2021 21:00

Grzegorz W. Kołodko: Polski bałagan, czyli manifest populistyczny

Foto: PAP

Nie można przejść nad Polskim Ładem do porządku dziennego, tym bardziej że choć to dokument partyjny, ma on aspiracje przełomowego programu państwowego. Jego dobre cechy to dalekosiężność i wielostronność, ale to za mało, by nadać mu symptomy strategicznego planu rozwoju społeczno-gospodarczego.

Pomimo bowiem bogactwa wątków nie jest on kompleksowy, a to niezbywalny atrybut każdej dobrej strategii. W długiej, dekadowej bez mała perspektywie czasowej pomija się ważne uwarunkowania oraz środki i cele polityki rozwojowej. Największą wszak wadą Polskiego Ładu jest to, że jest to zapis zgoła populistyczny, koncentrujący się bardziej na podziale dochodu narodowego niż na jego wytwarzaniu.

To swoisty manifest populistyczny, który sięga głównie do dotacji i ulg, które jakoby mają być najlepszym instrumentem realizacji ambitnych, wciąż mnożonych celów, lecz nie wgłębia się w ekonomiczne i polityczne sprzeczności interesów, które trzeba nieustannie przezwyciężać. Trochę paradoksalne jest to, że prawicowym partiom z właściwym im eurosceptycyzmem w finansowaniu populistycznego programu pomagać mają znaczne środki z Unii Europejskiej, które władze lubią brać bez żadnych skrupułów.

Kolorowe obrazki

Tak, trzeba troszczyć się o harmonię w rozwoju, o dynamiczną równowagę, ale nie można ulegać iluzji, że udać się to może bezkonfliktowo. Tak, ambitne cele trzeba mieć, ale muszą one być osadzone pragmatycznie. Tak, warto być optymistą, ale w polityce trzeba być przede wszystkim realistą. Niestety, Polski Ład w odniesieniu do wielu spraw nie grzeszy ani pragmatyzmem, ani realizmem. Co więcej, niektóre zasadnicze dla przyszłości kwestie w ogóle pomija. Widmo krąży nad Polską – widmo populizmu.

Na pięknie ilustrowanych stronach Polskiego Ładu sporo jest o tym, co będzie lepsze i nowe, odmienne i inne, czego złego będzie mniej, a dobrego więcej. I słusznie. Nic natomiast nie ma w Ładzie w sprawie konieczności obrony konsumenta. Ba, w ogóle nie ma takiego słowa w całym obszernym dokumencie. Sama, skądinąd słuszna, troska o uczciwą konkurencję nie starcza. Ale czy temu ma służyć „polonizacja przetargów publicznych", a więc w istocie eliminowanie z góry zagranicznych firm, nawet jeśli potrafią lepiej, szybciej, taniej?

Tworząc lepszą Polskę (i świat też), trzeba wypracować sposoby i instrumenty polityki, w tym odpowiednią regulację prawną chroniącą przed manipulacjami, wyzyskiem i krzywdzeniem konsumentów sensu largo – od nabywcy do najemcy, od klienta do pasażera, od abonenta do pacjenta. To niezbywalny obowiązek państwa naprawdę dbającego o ład społeczny we współczesnej fazie kapitalizmu.

To właśnie wokół ochrony konsumenta należy tworzyć nowy ład społeczno-gospodarczy i polityczny, a nie na bazie nieustannej pogoni za wzrostem gospodarczym, w dodatku mierzonym przestarzałym wskaźnikiem produktu krajowego brutto. Według skrajnie optymistycznych projekcji rządu – uważam, że przesadzonych – w 2030 r. PKB na mieszkańca, licząc zgodnie z parytetem siły nabywczej, ma zrównać się ze średnią dla UE. Skoro w 2020 r. osiągnęliśmy 77 proc. unijnej średniej, oznacza to jego relatywny coroczny wzrost średnio o 2,3 pkt proc. Sądzę, że zakłada się zarówno wyższe, niż uda się osiągnąć tempo wzrostu w Polsce, a zarazem mniejsze, aniżeli będzie to faktem w bogatszych krajach UE. To akurat mniej ważne, aczkolwiek wielkość produkcji pozostaje materialną podstawą dobrobytu ludności. Ważniejszy jest szerszy cel.

Zdumiewa, że rząd, mając dużo lepszy wskaźnik rozwoju, zdecydowanie bardziej kompleksowo opisujący zmiany rzeczywistości gospodarczej niż PKB, z niego nie korzysta. Kilka lat temu Polski Instytut Ekonomiczny opracował indeks odpowiedzialnego rozwoju. Jego najnowsza wersja bierze pod uwagę dziewięć wskaźników cząstkowych, które odpowiednio zagregowane plasują Polskę na 32. miejscu na świecie, po Słowacji, a przed Grecją. Rozsądne byłoby odwoływanie się do tej miary – od tego, jak mierzysz, zależy, dokąd zmierzasz. Pokazywałoby to, jak dokonuje się postęp w odniesieniu do szeroko pojętego dobrostanu – nie tylko poziomu konsumpcji, lecz również jakości środowiska, zdrowia, edukacji i kultury, bezpieczeństwa i spójności społecznej.

Wszystkoizm to nie kompleksowość

Warto przypomnieć strategię dla Polski – pragmatyczny i długofalowy program reform systemowych służących budowie społecznej gospodarki rynkowej i dynamicznemu, a zarazem zrównoważonemu rozwojowi – bo miała ona charakter kompleksowy. W latach 1994–1997 nie tylko PKB na mieszkańca wzrósł o ok. 28 proc., lecz także stworzono trwałe przesłanki rozwoju w przyszłości.

Za kilka tygodni, 11 lipca, mija dokładnie ćwierć wieku od momentu, kiedy to jako wicepremier rządu Rzeczypospolitej podpisałem w Paryżu historyczny akt przystąpienia Polski do Organizacji Rozwoju i Współpracy Gospodarczej (OECD), co otworzyło nam szeroko wrota do integracji z Unią Europejską. Tamten program odrzucał szkodliwą praktykę neoliberalizmu, ale bynajmniej nie popadł w sidła populizmu i wszystkoizmu. Tym razem, niestety, tak nie jest.

Polski Ład bynajmniej nie abstrahuje od największych wyzwań, przed jakimi stoimy, zwłaszcza demograficznych, ekologicznych i finansowych. Liczne sprawy podejmowane są w Krajowym Planie Odbudowy i w dobrze przygotowanym Wieloletnim Planie Finansowym Państwa na lata 2021–2024, inne ujęte zostały w kilku niezłych programach sektorowych, co może usprawiedliwiać fakt, że Ład czyni to w sposób niedostatecznie pogłębiony, a niekiedy – chociażby w kwestii dekarbonizacji gospodarki i przechodzenia do odnawialnych źródeł energii – powierzchownie. Akurat w tej sprawie tak ważki dokument powinien powtórzyć, jak polska ścieżka zmierzania do neutralności klimatycznej będzie wmontowywać się w strategię europejską i światową.

Uważna lektura Polskiego Ładu nieubłaganie nasuwa refleksję, że powstał on bardziej jako wypadkowa, swoisty zlepek masy postulatów zgłoszonych przez rozmaite środowiska, a zwłaszcza przez partie i ugrupowania Zjednoczonej Prawicy, oraz ministerstwa i inne urzędy państwowe (stąd taki tam ogrom wszelakich funduszy i agencji), a nie z ramowego, perspektywicznego zamysłu co do kompleksowej wizji przyszłości, której detale rozwojowe powinny być podporządkowane. Dlatego np. dowiadujemy się, że wstęp do Muzeum Czartoryskich będzie bezpłatny dla osób w wieku do 26 lat, a przemilczane zupełnie jest nasze położenie geopolityczne na styku układu euroatlantyckiego i eurazjatyckiego, które trzeba mądrze wykorzystać dla poprawy własnej pozycji w Europie i na świecie.

Dowiadujemy się, że w ramach gospodarki wodnej będą ułatwienia dla tworzenia stawów na obszarach wiejskich, a cisza zupełna w sprawie perspektywy wykorzystania przyszłego członkostwa w strefie euro do wzmocnienia polskiej gospodarki. Dowiadujemy się, że trawa w miastach ma być rzadko strzyżona, a nie ma ani słowa o możliwościach wykorzystywania dla poprawy naszej infrastruktury wielkiego chińskiego programu Pasa i Szlaku, a zwłaszcza jego regionalnego ramienia, Inicjatywy 17+1, w której to siedemnastce Polska jest największym krajem.

Dowiadujemy się, że stawka dopłat za paliwo rolnicze za hektar wzrośnie o 10 zł, ale nie wiemy, jak ma być ograniczany bałagan urbanizacyjny polskich miast. No bo przecież nie przez budowę chatek jednorodzinnych o powierzchni do 70 mkw. „bez pozwolenia, (...) a jedynie na podstawie zgłoszenia".

Polski bałagan

Najprzeróżniejsze ulgi podatkowe i zwalnianie z podatków to ulubiony ruch populistów, który psuje system i z czasem, gdy mniej korzystna jest koniunktura gospodarcza, srodze się mści. Podatki to nie żaden haracz czy danina, lecz po prostu forma zapłaty za korzystanie z dóbr i usług publicznych. Takich wprowadzających do i tak już zabałaganionego systemu podatkowego ulg i zwolnień Polski Ład zapowiada więcej, zamierzając uczynić z tego w sposób demagogiczny kolejny wiekopomny sukces obecnie rządzącego układu.

Gdy nadejdzie kiedyś znowu czas rozwagi i pragmatyzmu – a nadejdzie – bardzo trudno będzie się z tego wycofywać. Opozycja, która aspiruje do przejęcia władzy, musi sobie z tego zdawać sprawę. Nie wolno teraz licytować się, kto chce być bardziej prospołeczny (a faktycznie bardziej populistyczny), lecz trzeba twardo stąpać po ziemi, bo przyjdzie nam po tej samej chodzić za lat kilka i kilkanaście.

Zamiast pozbawiać się części dochodów zwalnianiem z podatków – zwłaszcza tam, gdzie iluzorycznie wpływa to na pożądane zachowania pracowników i producentów – należy zwiększać nakłady na naukę i kulturę. To bardzo dobrze, że Ład zapowiada istotny wzrost udziału w PKB publicznych nakładów na zdrowie, z ok. 5 do ponad 7 proc., ale bardzo niedobrze, że nie informuje, kosztem udziału jakich wydatków w PKB to ma się dokonać. Bo udziały sumują się zawsze do 100 proc., bez względu na to, kto rządzi.

Fakt, spaść mają o ok. 0,5 pkt proc. PKB koszty obsługi długu publicznego, który skądinąd w roku pandemii skoczył w górę aż o 12 pkt, do 57,5 proc. PKB. Prognoza znikomych kosztów jego obsługi jest wątpliwa, tak jak wątpliwe są założenia o utrzymywaniu się na dalszą metę niskich stóp procentowych.

To skąd, z relatywnej redukcji wydatków na finansowanie jakich innych potrzeb społecznych mają wziąć się większe pieniądze na ochronę zdrowia? Nie z ograniczania marnotrawnych wydatków na zbrojenia, bo tego władza nie przewiduje, wręcz odwrotnie. Wątpliwe też, że zechce i potrafi ciąć własne przerosty biurokratyczne. O jednym i drugim w dokumencie ani słowa...

Ciągłość i zmiana

Polski Ład już na pierwszej stronie tendencyjnie i całkowicie błędnie wkłada do jednego worka wszystkie lata poprzedzające obecne rządy (oczywiście, z wyjątkiem krótkiego epizodu rządów PiS w latach 2005–2007). A przecież jakże zróżnicowana była polityka uprawiana w latach 1989–2015, jakże niejednakowe były jej rezultaty. Co gorsza, ten partyjny dokument, zupełnie nie pojmując dialektyki ciągłości i zmiany w procesach historycznych, powtarza kłamstwa na temat Polski Ludowej i epoki poprzedzającej polityczny przełom 1989 r.

Nie można budować dobrej przyszłości na kłamstwie, a Zjednoczona Prawica to czyni. Dlatego ciarki po plecach przechodzą, gdy dowiadujemy się, że w szkołach średnich poszerzony ma być program nauczania „historii XX w. (głównie Polski)". No i będzie „coroczny ogólnopolski quiz historyczny". Już słychać niektóre pytania i odpowiedzi...

Tak, warto dobrze znać historię – własną i cudzą – jeśli chce się tworzyć dobrą przyszłość, unikając błędów, które już ktoś kiedyś gdzieś popełnił, ale jeszcze lepiej już od szkoły podstawowej albo najlepiej od przedszkola kształtować kreatywność, nauczać innowacyjnego myślenia, pobudzać niegasnącą ciekawość, otwartość i tolerancję.

Konkurencyjność polskiej gospodarki w przyszłości zależeć będzie od tego, jak poprawi się jakość kształcenia na wszystkich szczeblach, a to wymaga także zasadniczej poprawy finansowania szkół, w tym istotnego wzrostu wynagrodzenia nauczycieli. O przyszłości Polski w większej mierze zadecyduje kapitał ludzki niż finansowy.

Tak, Polski Ład zapowiada, że woda będzie czysta, a trawa zielona. A że i powietrze będzie świeższe, to w tak dobrej atmosferze przyjemnie będzie oddychać. Żyć, nie umierać! Ale jest też nieźle zabałaganiona atmosfera polityczna, której sam Polski Ład – nawet gdyby miał się ziścić – nie poprawi. Robi się duszno. Polityka, która depcze prawa kobiet i zgodne z unijnymi standardami zasady praworządności, która nie lubi tych, co inaczej się modlą i inaczej kochają, która nie akceptuje uchodźców i imigrantów, która woli populizm od pragmatyzmu, a nieraz i kłamstwo od prawdy, nie jest w stanie kreować harmonii i porządku. Dobrze zatem byłoby poszerzyć drogi kroczenia do lepszej Polski emanującej ładem o sposoby naprawy tej niegospodarczej Rzeczypospolitej. Jeśli to się nie uda, to i w gospodarce będzie bałagan.

Prof. Grzegorz W. Kołodko jest wykładowcą Akademii Leona Koźmińskiego, był wicepremierem i ministrem finansów w latach 1994–1997 i 2002–2003

Nie można przejść nad Polskim Ładem do porządku dziennego, tym bardziej że choć to dokument partyjny, ma on aspiracje przełomowego programu państwowego. Jego dobre cechy to dalekosiężność i wielostronność, ale to za mało, by nadać mu symptomy strategicznego planu rozwoju społeczno-gospodarczego.

Pomimo bowiem bogactwa wątków nie jest on kompleksowy, a to niezbywalny atrybut każdej dobrej strategii. W długiej, dekadowej bez mała perspektywie czasowej pomija się ważne uwarunkowania oraz środki i cele polityki rozwojowej. Największą wszak wadą Polskiego Ładu jest to, że jest to zapis zgoła populistyczny, koncentrujący się bardziej na podziale dochodu narodowego niż na jego wytwarzaniu.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację