Brudziński: Koalicje z SLD w sejmikach są nierealne

Wszystko wskazuje na to, że Leszek Miller podbija tylko swoją cenę jako kolejna przystawka dla PO - mówi "Rzeczpospolitej" szef kampanii samorządowej PiS Joachim Brudziński

Publikacja: 03.11.2014 14:02

Brudziński: Koalicje z SLD w sejmikach są nierealne

Jakie wnioski wyciągnęliście z przegranych wyborów europejskich?

Joachim Brudziński, poseł PiS:
W pytaniu jest ukryta teza, że w kampanii popełniliśmy błędy. To nieprawda. Nie mieliśmy wtedy tych instrumentów, które miał urzędujący premier. Pojawiła się groźba konfliktu na Wschodzie, a Donald Tusk potrafił połknąć własny język i z pomocą (jak mówi mistrz Andrzej Wajda) „zaprzyjaźnionych mediów" przedstawić się jako zwolennik twardego kursu wobec Rosji.

Zachowaliśmy się odpowiedzialnie. Kosztem notowań zrezygnowaliśmy z atakowania rządzących, bo mogłoby to posłużyć naszym wrogom. A przecież takich nie brakuje, wbrew tej naiwnej narracji Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego, którzy przekonywali, że nastąpił reset pomiędzy Rosją a Polską i Władimir Putin to właściwie demokrata.

Sytuacja na Ukrainie niewiele się zmieniła, nadal nie macie atrybutów władzy, a wy powtarzacie hasło o „słuchaniu Polaków", z którym szliście do wyborów europejskich.

Przypomnę, że my tych wyborów nie przegraliśmy, tylko, pomimo tych niesprzyjających okoliczności, zremisowaliśmy z lekkim wskazaniem na Platformę. Rzeczywiście, sytuacja na Ukrainie się nie zmieniła, ale wygląda ona inaczej w kraju. Polacy dostrzegają, że wszystkie obietnice wtedy składane przez Tuska okazały się nic nie warte, bo Polacy wtedy słyszeli, że dla Tuska najważniejsza jest Polska i dokończenie misji premiera, w związku z tą trudną sytuacją za naszą wschodnią granicą. A jak się tylko okazało, że jest szansa czmychnąć do Brukseli, to Tusk słowa złożonego publicznie nie dotrzymał.

I to wszystko mieści się w tym haśle?

Tak, o tym mówiliśmy ze wszystkimi koleżankami i kolegami, gdy ostatnio odwiedziliśmy wszystkie powiaty w Polsce. Np. na nasze spotkanie w Szczecinie przyszło blisko pół tysiąca osób.

A ilu nowych wyborców przychodzi?

Nie są to spotkanie w gronie wyłącznie już przekonanych, czy aktywistów partyjnych i tym jestem zbudowany. Ale nawet gdyby tak było, to zawsze kończę apelem, żeby namawiać kolejne osoby. Jeżeli każdy z wyborców PiS-przekonałby jedną osobę, która mówi: "ja już na żadne wybory nie idę", to da nam da nam zwycięstwo.

Przekonuje pan, że wyborcy zawiedli się na PO, tymczasem po waszej wakacyjnej zwyżce w sondażach i po dołku rywali wywołanym taśmami nie ma już śladu.

Proszę pamiętać, że zawsze przy okazji zmiany rządów i lidera jest efekt świeżości, ale nie jest on trwały.

Notowania PO od kilku tygodni są takie jak przed aferą taśmową. To nie jest trwałe?

Ludzie szybko się obudzą. Co z osobistego sukcesu Tuska mają w swoich portfelach?

Nic nie wskazuje na to, by sytuacja zmieniła się do wyborów samorządowych.

Takie niebezpieczeństwo istnieje. Zachwyt nad Kopacz, który rozległ się w mediach przypomina taki gombrowiczowski dylemat: „no jak nie zachwyca, jak zachwyca?". Podobnie było z komisarz Elżbietą Bieńkowską, która skompromitowała się na przesłuchaniu w Brukseli, a media przekonywały, że jej wystąpienie było udane.

Mówi pan o premii za nowe otwarcie, ale wy też taką mieliście. "Projekt Gliński" pozwolił wam trwale wskoczyć na pierwsze miejsce w sondażach. Może teraz też potrzebujecie restartu?

Będzie nowe otwarcie. Podczas wyborów samorządowych, potem przy okazji wyborów prezydenckich, a po raz trzeci nokautując naszego przeciwnika w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych.

Już to słyszałem. Nazywało się "czwórskok" i obejmowało również wygrane wybory europejskie.

Nie spaliliśmy tego pierwszego skoku, czyli dobrze poszło. Mamy tyle samo europosłów co PO.

Nie udało się jednak przerwać serii porażek, która trwa od 2007 r.

Ale co pan nazywa porażką?

Drugie miejsce. Nikt nie pamięta zdobywców srebrnych medali, nawet jeśli do złota zabrakło im niewiele.

Zdarzają się tacy, którzy zdobywają miejsce ex aequo i oni przechodzą do historii.

Zwykle jest dogrywka i zwycięzca jest jeden.

Nie spierajmy się. Remis to remis. Platforma nie ma przecież 20 europosłów. Przed nami kolejne wybory.

Jaki macie przekaz w kampanii? Platforma obiecuje miliardy dla...

... swoich (śmiech).

Dla samorządów.

Ale swoich samorządów.

A wy co zamierzacie dać?

Nie mamy zamiaru dawać tak jak daje PO. Przykład z mojego podwórka. Skądinąd sprawny samorządowiec, prezydent Stargardu Szczecińskiego Sławomir Pajor wygrywał wybory raz jako PiS, raz ze swojego komitetu. Marszałek jest z PO, więc niepokornemu samorządowcowi inwestycje uciekały. Do czasu aż Pajor dogadał się z władzą i zorganizował konferencję z liderem lokalnej PO Stanisławem Gawłowskim. Okazało się, że w organizowanym przez marszałka konkursie na naprawę taboru autobusowego wygrało przedsiębiorstwo autobusowe ze Szczecina, ale prezydent Krzystek wymówił posłuszeństwo Gawłowskiemu i PO, zawierając koalicję z PiS. Dlatego zlecenie na 3 mln zł dostaje Stargard, chociaż wnioskował o 2 mln zł.

Wy więc słuchacie Polaków i co im chcecie obiecać?

Jeśli chodzi o samorząd, to naszym priorytetem, który utnie wszystkie patologie, jest postulat ograniczenia kadencji wójta, burmistrza i prezydenta do dwóch.

Chcemy też odwrócenia tej zabójczej dla samorządu polityki polegającej na tym, że obecna władza od ośmiu lat przerzuca coraz więcej zadań na samorządy przy jednoczesnym coraz większym przykręcaniu kurka z pieniędzmi. Donald Tusk pokazał to w czasie powodzi w 2010 r., kiedy arogancko zwrócił się do ludzi przerażonych tym, że za chwilę zostaną zalani, wskazując, że sami są sobie winni, bo wybrali wójta, który nie zadbał o stan wałów. Choć wiadomo, że za to odpowiada państwo, tak jak za likwidację szkół czy szpitali.

A co trzeba zrobić w regionach?

Niezależnie od tego, o jakim mówimy województwie, głównym problemem jest praca. Przykładem patologii jest upadek Stoczni Szczecińskiej, czyli 10 tys. miejsc pracy w mieście i okolicach, a 100 tys. w skali całego przemysłu okołostoczniowego. To wszystko wina Donalda Tuska, który wykonał polecenie Komisji Europejskiej i odpuścił walkę z zarzutem o nieuprawnioną pomoc publiczną. Kiedy pani komisarz Neelie Kroes przyjechała do prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego powiedzieć mu, że stocznia w Saint-Nazaire będzie zlikwidowana, to on dał jej do zrozumienia, jak w tym słynnym skeczu, gdzie ona może „pana majstra pocałować" i stocznia do dziś funkcjonuje. To samo stocznie niemieckie w Wismarze i w Rostocku.

Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Pytam kandydatów na prezydenta: które ustawy podpiszecie? Czas na konkrety
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Z pustego i generał nie naleje
Opinie Ekonomiczne
Polscy emeryci wracają do pracy
Opinie Ekonomiczne
Żeby się chciało pracować, tak jak się nie chce
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Jak przekuć polskie innowacje na pieniądze
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne