Gdy byłem w rządzie z AWS dążyłem do liberalizacji rynku pracy. Wtedy na rynek wchodził wyż demograficzny i wiadomo było, że albo on się przerodzi w przyrost bezrobocia, albo się przerodzi w przerost zatrudnienia. Niestety, tej reformy nie udało mi się przeforsować. Wyż demograficzny przekształcił się w przyrost bezrobocia.
-Według Pana w wolnej Polsce były tylko dwa rządy, które próbowały realnie zmienić sytuację - te w których Pan pracował...
Oceniam ich działania pozytywnie nie ze względu na mój udział w nich, ale na ich wyniki. W czasach AWS i Unii Wolności udało się zrobić kilka bardzo ważnych reform. Najważniejsze, moim zdaniem, było przyspieszenie prywatyzacji, szczególnie banków, bo w czasach rządów SLD - PSL większość banków była państwowa. Rządy po ekipie AWS i Unii Wolności najprawdopodobniej nie prywatyzowałyby banków. Bylibyśmy w takiej sytuacji jak Słowenia, która ma 70 proc. banków państwowych podlegających nieuchronnemu upolitycznieniu i - co za tym idzie - takich, które mają wielkie straty. W efekcie gospodarka w Słowenii jest w krachu.
To, co zrobiono w prywatyzacji w czasach AWS jest wielką zasługą Emila Wąsacza i Alicji Kornasiewicz, która były jego zastępczynią. Oni uratowali Polskę przed prawdopodobnym krachem a' la Słowenia. Restrukturyzacja górnictwa: tu ma wielkie zasługi Janusz Steinhoff ze swoimi współpracownikami. To było wielkie przedsięwzięcie, trzeba było wyłożyć dodatkowe pieniądze. Ale nie topiliśmy pieniędzy w nierentownych kopalniach. Zmniejszyliśmy liczbę górników w kopalniach o ponad 100 tysięcy. Co się stało potem? Zamrożono ten stan. Nie udało się dokończyć reform, zwłaszcza prywatyzacji. Był upolityczniony nadzór nad państwowym górnictwem.
Teraz mamy ładowanie społecznych pieniędzy w niewydajne kopalnie. A na dodatek pani premier spotyka się z żonami górników, którzy strajkowali w niewydajnych kopalniach po to, żeby te kopalnie utrzymywać. Uważam, że jest to fałszywy sygnał wysyłany opinii publicznej. Czysta demagogia, która odpycha od PO ludzi, na których jej powinno zależeć
Wspominał Pan o prywatyzacji banków za czasów rządu AWS. Dziś większość tych instytucji jest kontrolowana przez zagraniczne banki, pojawia się w pomysł na repolonizację banków. Czy według Pana to problem?
Duża część wyrażeń w polityce ma na celu wprowadzenie w błąd. Jeżeli się powtarza chwyty językowe, to się samego siebie oszukuje i innych też. To niszczy myślenie. Z hasłem o "polonizacji" banków jest podobnie. Polonizacja ma przykrywać zasadnicze rozróżnienie - czy bank jest państwowy, czyli potencjalnie upolityczniony, czy prywatny. Dla narodowych etatystów to zasadnicze rozróżnienie jest nieistotne. Proszę popatrzeć na doświadczenia: nie tylko Słowenia wskutek przewagi banków państwowych dorobiła się krachu. To samo było w Hiszpanii, gdzie część banków była upolityczniona, bo kontrolowana przez regionalnych polityków - nazywały się cajas, czyli kasy, a część banków była prywatna tak jak Santander. Gdzie był krach? W tej części państwowej - upolitycznionej. Finansowali aquaparki i wszystko to, co politykom miało przysporzyć popularność. To, że u nas do tej pory udało się uniknąć większych problemów w banku państwowym PKO BP wynikało z tego, że zbudowaliśmy bardzo silny nadzór bankowy, rygorystyczny, który będąc w ramach niezależnego banku centralnego, egzekwował równe standardy od wszystkich, czyli i od PKO BP i od banków prywatnych.
Ale Pan zupełnie pomija istnienie nielicznych prywatnych banków kontrolowanych przez rodzimy kapitał. Dla Pana najważniejszy jest skuteczny nadzór bankowy...
Nie, nie pomijam, tylko mówię o szczególnie ważnej kwestii. Gdy w latach 2001 - 2007 byłem szefem NBP i jednocześnie szefem Komisji Nadzoru Bankowego, uchwaliliśmy program naprawczy dla PKO BP. Gdyby nadzór był upolityczniony, to by tego nie zrobił. Dzieki tym działaniom do tej pory nie było większych problemów. Dlatego trzeba niezwykle starannie obserwować to, co się dzieje z nadzorem finansowym, żeby nie było tak, jak się stało z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów. To negatywny przykład. Osobę, która kierowała tą instytucją i przeciwstawiała się forsowanym przez rząd fuzjom usunięto bez podania przyczyn. W to miejsce przyszedł Adam Jasser, który jest świetne wykształconym w anglistyce byłym sekretarzem rady, kierowanej przez Jana Krzysztofa Bieleckiego. Rząd PO-PSL nie przywrócił w UOKiK kadencyjności. W urzędzie, który ma chronić konkurencję! Nadzór finansowy na razie jest niezależny w tym sensie, że ma kadencyjność. Tam są ludzie z charakterem: Wojciech Kwaśniak i Andrzej Jakubiak. Z obydwoma pracowałem w ramach NBP, znam ich. Polsce potrzebni są ludzie z charakterem, którzy potrafią się oprzeć naciskom politycznym.
Wszystkie banki, w których politycy mogą bezpośrednio interweniować, jeżeli nadzór byłby słabszy, muszą być pod uważną obserwacją opinii publicznej.
Czyli państwo ma zły wpływ na gospodarkę...
Zależy jakie jest i co robi. Jeżeli angażuje się w odcinkowe interwencje i subsydiuje nierentowne firmy i projekty, to tak. W Polsce mamy agencje państwowe, które, jak mi się wydaje - zajmują się głównie subsydiowaniem niewydajnych przedsiębiorstw. Zastanawiam się z czego czerpie środki "Agencja Rozwoju" Przemysłu, która co rusz gdzieś wchodzi z kapitałem. To się nazywa "dokapitalizowanie", ale to kolejne słówko, które wprowadza w błąd. Mam wrażenie, że to jest głównie subsydiowanie. Jeżeli się subsydiuje, podtrzymuje się przy życiu niewydajne przedsiębiorstwa, osłabiając konkurencję. Jedna z przyczyn grożącego nam trwałego spowolnienia rozwoju gospodarki, jest osłabienie konkurencji przez subsydiowanie firm. A Polskie Inwestycje Rozwojowe? Czy nie należy je nazywać Polskie Inwestycje Rozdawnicze? Jeżeli mają się specjalizować w finansowaniu projektów, których żaden prywatny inwestor nie sfinansuje, to znaczy, że wraca socjalizm. A jak się słyszy, że państwowy BGK ma udzielić kredytu państwowemu Węglokoksowi, żeby ten kupił kopalnie od państwowej Kompanii Węglowej, czy to nie pachnie socjalizmem?
Nazwałby Pan to socjalizacją gospodarki rynkowej?
Tak, to osłabienie gospodarki. Nie ma zabezpieczeń instytucjonalnych, które raz wprowadzone skutecznie by chroniły reformy przed nawrotem populizmu. Nic nie zastąpi czujności odpowiednio zmobilizowanej opinii publicznej. Inaczej niewiele zostanie z reform.
W Stanach Zjednoczonych mamy różne prądy. Demokraci to właściwie socjaldemokracja w języku europejskim, bardzo silnie zależna od związków zawodowych, republikanie mieli różne orientacje. Ale dzięki inicjatywom oddolnym to, co się tam stało ostatnio, jest odrodzeniem nurtu wolnorynkowego. W rezultacie wybory w poszczególnych stanach wygrywają gubernatorzy o programach wolnorynkowych i robią głębokie reformy. Dla Polski wszystkie prognozy organizacji międzynarodowych głoszą, że nastąpi trwałe spowolnienie tempa rozwoju. Przygotowywany raport FOR, który w zarysie przedstawimy jeszcze w grudniu, odwołuje się do tych prognoz i własnych badań pokazuje scenariusz ostrzegawczy. To jakie warunki polityka tworzy dla rozwoju gospodarki, czyli dla porządnej przedsiębiorczości i pracy, zależy od rozkładu sił w systemie politycznym i społeczeństwie. Wszędzie są silne ugrupowania etatystyczne - opłaca się naciskać na państwo, bo można dostać pieniądze albo dlatego, że wielu tzw. intelektualistów nienawidzi wolnego rynku i kocha „duże" państwo. W Polsce od takich poglądów się roi. Większość to importowana antykapitalistyczna tandeta. To, czy Polska trwale spowolni zależy od siły grup broniących wolności i rządów prawa.
Czy Pan też się obawia, że Polska stanie się krajem w pułapce średniego tempa rozwoju?
Sformułowanie „średniego wzrostu dochodu" jest mylące, bo sugeruje, że średni wzrost wytwarza pułapkę. Na każdym poziomie dochodu, tylko mała część krajów rozwija się szybko dalej, większość rozwija się wolniej. O sukcestrudniej niż o klęskę. My musimy walczyć o sukces.
Kiedy w 1989 r. został Pan wicepremierem co było największym problemem? Czy inflacja była problemem, który Panu spędzał sen z powiek?
Była najbardziej palącym problemem. Dla mnie i dla moich współpracowników było jasne, że jest jak pożar. Jeśli będzie się potęgować to żadnych reform w warunkach superinflacji się nie zrobi. Gdyby hiperinflacja trwała, to obóz Solidarności poniósłby sromotną klęskę. Ludzie byli przygotowani na trudne zmiany, ale oczekiwali, że najbardziej palące problemy będą rozwiązane. Była to ogromna odpowiedzialność polityczna ekipy gospodarczej. Byłem przeświadczony, że nagle Polska, która staje się wolna, ma ogromną szansę, może robić to, o czym przedtem mogliśmy tylko marzyć: zmieniać ustrój. Dla mnie zwalczanie hiperinflacji, redukcja długu zagranicznego, usunięcie kolejek to były ważne cele. Ale zasadnicze było to, aby zreformować państwo i gospodarkę i żeby dzięki temu Polska po 300 latach tracenia dystansu do Zachodu zaczęła go nadrabiać. Jak na razie w dużej mierze się udało.
Myślał Pan wtedy o wstąpieniu do EWG?
W 1989 roku nie było takiej perspektywy. W 1990 roku pojawiło się Stowarzyszenie o Wolnym Handlu z Unią Europejską, miałem przyjemność podpisywać porozumienie z tym stowarzyszeniem. W grudniu 1991 r. ówczesny premier Jan Olszewski mnie poprosił, żeby to zrobić - zrobiłem to z przekonaniem i przyjemnością.
Co można zrobić teraz w gospodarce, żeby poprawić demografię?
Bardzo trudno jest zmieniać demografię, bardzo trudno jest wpływać na intymne decyzje ludzi o tym, ile dzieci mieć. W Polsce roi się od różnych zaklęć pod hasłem ,,polityka prorodzinna", wielu ludzi to kupuje na zasadzie magicznych zaklęć: jak się będzie dużo mówiło o polityce prorodzinnej, to od tego będzie więcej dzieci... Być może są sposoby, np. ułatwianie kobietom opieki nad dziećmi. Łatwiejsze niż walka z malejącą liczbą urodzin jest radzenie sobie ze spadkiem zatrudnienia. My to w raporcie FOR pokazujemy.
A jak jest z zatrudnieniem w Polsce? Mężczyźni w sile wieku między 35 a 55 rokiem życia mają równie wysoki poziom zatrudnienia jak na Zachodzie. Ale średnia u nas jest dużo niższa, bo jest małe zatrudnienie wśród młodych i starszych, zwłaszcza kobiet. W związku z tym środki, które miałyby na celu zwiększenie zatrudnienia ogółem muszą być szczególnie adresowane do tych grup. Pracujemy nad szczegółowymi zaleceniami.
Ostatnio pojawił się raport McKinseya pokazujący w jakich sektorach odstajemy szczególnie od Zachodu...
Te nasze kule u nogi są zwykle subsydiowane, co ciągnie gospodarkę w dół i na tym m.in. polega zła polityka: populistyczna, demagogiczna.
Pan musi zacząć tłumaczyć to Komisji Europejskiej, skoro dopłaty są głównymi subsydiami...
Mówię o tym, co zależy od nas, m.in. subsydiowanie niewydajnych kopalń. Od nas też zależy czy KRUS będzie nadal zniechęcał ludzi do przechodzenia z zajęć na wsi, gdzie są zwykle mało wydajni, do bardziej produktywnych zajęć gdzie indziej. Od nas zależy czy usuniemy obłędną, socjalną ustawę o ochronie lokatora, która sprawia, że prywatni deweloperzy nie inwestują w mieszkania na wynajem, bo się boją, że lokator, którego nie można usunąć zniszczy mieszkanie.
Pan jest zwolennikiem likwidacji ochrony lokatorów?
Musi być taka ochrona, żeby nie tworzyła ryzyka dla inwestora, że lokator mu zniszczy mieszkanie. Prywatni deweloperzy budują mieszkania dla bogatszych na własność i pod hasłami polityki socjalnej dyskryminuje się biedniejszych. W Polsce mamy do czynienia ze zjawiskiem interwencjonizmu, który wypiera bardziej wydajny sektor, czyli prywatny, co osłabia wzrost gospodarczy Co się proponuje? Mieszkania socjalne, czyli droższe, które często tworzą getta. Jak się biedniejszych koncentruje w jednym miejscu oni się ciągną wzajemnie w dół. To bardzo zły socjal. W Polsce wypiera się prywatny sektor forsując np. darmowy podręcznik, co jest łamaniem norm europejskich i pluralizmu w edukacji. Jak się nacjonalizuje popyt, nie ma już miejsca dla rynku.
Ale czy ten rynek działał poprawnie? Znamy układy z nauczycielami, podręczniki wybierane nie merytorycznie...
Nawet jak rynek nie działa idealnie, to bezpośrednia interwencja państwa działa zwykle jeszcze gorzej. Ale tu nie chodzi tylko o sprawę rynku, chodzi o odebranie autonomii rodzicom i nauczycielom w wyborze podręcznika. To chodzi również o wartości nieekonomiczne.
Czy jest sens żałować 2 mln Polaków, którzy wybrali dostatek w innych krajach?
Oczywiście, że nie. Jeżeli kraj jest wolny, a jest znacznie biedniejszy od innych krajów, część ludzi emigruje. W USA w Minnesocie jest mnóstwo potomków Szwedów, którzy wyemigrowali w końcu XIX wieku, gdy Szwecja była rozpaczliwie biedna. Jedyna recepta na dużą emigrację to szybki rozwój. Dlatego reformy, które spowodują doganianie Zachodu są kluczowe.
Inna sprawa: jak widać militarne gwarancje bezpieczeństwa Zachodu mogą mieć ograniczoną wartość, trzeba, byle rozumnie, inwestować więcej w naszą obronność. A pieniądze na to wziąć można tylko z rozwoju gospodarczego.
Program, który Pan głosi, jest ważny również ze względu na sytuację międzynarodową?
A kto przed 25 laty przegrał wyścig zbrojeń? Przegrał socjalizm, ze względu na słabość gospodarki. U nas roi się od etatystów, którzy w imię silnego państwa osłabiają je, osłabiając gospodarkę. Wzrost interwencjonizmu osłabia wzrost gospodarczy, bo oznacza coraz więcej interwencji polityków i spadek konkurencji m.in. przez subsydiowanie. Najwięksi szkodnicy dla silnej Polski i silnego polskiego państwa to są interwencjoniści, działający pod hasłami socjalnymi albo narodowymi. Ci etatyści nienawidzą liberalizmu, czyli rządów wolności i praworządności.
Według Pana rosyjski kapitał powinien być w Polsce mile widziany?
W pewnych dziedzinach trzeba zachować czujność. Generalnie powinna obowiązywać zasada swobody dostępu. Mogą być wyjątki, ale trzeba uzasadnić dlaczego.
Kapitał rosyjski to nie jest kapitał wolnorynkowy...
Ale z tego nie wynika, że każde przedsiębiorstwo rosyjskie zagraża bezpieczeństwu Polski. Nie trzeba popadać w paranoję. Nie można słowa "strategiczne" rozciągać tak, że będzie oznaczało wszystko, bo wtedy oznacza nic.
Główne problemy, które stoją przed polską gospodarką - bariera w zatrudnieniu, niska stopa inwestycji, zwłaszcza prywatnych, niskie oszczędności, spowolniona prywatyzacja...
Bez reform będzie spadać zatrudnienie. Bez dodatkowych działań będziemy mieli bardzo niskie inwestycje prywatne. Już dziś mamy bardzo mało takich inwestycji, kilkanaście procent PKB. Na przeciownym biegunie są Chiny - 50 proc. Ja nie twierdzę, że u nas ma być tyle co tam, ale chcę, by było znacznie ponad 20 proc. Wolniej teraz rośnie najważniejsza siła naszego rozwoju: ogólna produktywność, czyli m.in. innowacje i zmiany strukturalne. Jeśli złożymy to razem powstaje scenariusz ostrzegawczy. Bez reform Polska będzie się rozwijać znacznie wolniej. Każde z tych niebezpiecznych zjawisk można w jakiejś mierze neutralizować przez reformy, nad którymi pracujemy.
Gdybyśmy teraz robili drugi plan Balcerowicza, po 25 latach, co do niego powinno wejść?
Najłatwiej określić, co należy zrobić, żeby zmobilizować trezerwy w zatrudnieniu, np. odejść od ochrony przedemerytalnej, która sprawia, że przedsiębiorstwa od razu ludzi wchodzących w taki wiek zwalniają.
A płaca minimalna?
Najlepiej byłoby ją znieść. Minimum zmian to spowodowanie, żeby płaca minimalna była różnicowana w zależności od regionu, albo grupy ludzi np. młodych. Jeżeli chodzi o inwestycje prywatne - mamy za dużo barier. Nie ma np. inwestycji prywatnych w mieszkania na wynajem, bo jest obłędna socjalna ustawa. A dlaczego nie ma prywatnych inwestycji w wydobycie gazu łupkowego? To, co się robi w tej sprawie to jedna wielka kpina.
Koszty takich poszukiwań są ogromne...
Nie. Już dawno niektórzy politycy ogłosili na co wydane będą pieniądze z opodatkowania tego wydobycia, a do tego jeszcze zniechęcają poważnych, wyspecjalizowanych inwestorów. Czy poważnie myślimy o tym, żeby się uniezależnić chociaż częściowo od importu gazu rosyjskiego, czy nie? Były premier posłał ABW do Ministerstwa Ochrony Srodowska, żeby zakwestionować koncesję, która została przyznana wielkiemu zagranicznemu przedsiębiorstwu... Jak to się ma do rządów prawa? Jak to wpływa na postrzeganie Polski?
Czasami pojedyncze gesty polityków przynoszą trwałe szkody.
Trzeba to piętnować.