13-procentowy przyrost rejestracji w porównaniu z ubiegłym rokiem i polepszająca się kondycja gospodarki pozwalają przypuszczać, że wzrostowy trend w obecnym roku jeszcze się umocni. Co prawda, od poziomu sprzedaży na dużych europejskich rynkach dzieli nas przepaść. Za to możemy pocieszać się faktem, że ubiegłoroczne tempo wzrostu liczby nowych samochodów na polskich drogach bezapelacyjnie należało do najwyższych wśród wszystkich krajów UE. I choć spora część pojazdów kupowanych w polskich salonach nadal wyjeżdża za granicę, nawet reeksport wydaje się nieco mniejszym problemem niż rok wcześniej.
Rekordowe wzrosty eksportu polskiej motoryzacji
Czy zatem mamy się z czego cieszyć? Nie tak, jak byśmy chcieli. Trzeba pamiętać, że poprawa na rynku dotyczy przede wszystkim jednej grupy klientów. Ubiegłoroczny wynik wypracowały bowiem zakupy firm. Jak podaje Samar, przypadło na nie blisko dwie trzecie rejestracji nowych samochodów osobowych. Sprzedaż poprawiał najpierw krótki okres funkcjonowania kratki, potem korzystne dla przedsiębiorców zmiany w przepisach dotyczących odliczenia VAT. W przypadku klientów indywidualnych trudno jeszcze mówić o poprawie: ta grupa kupujących wciąż boi się dużych wydatków, czemu trudno się dziwić zważywszy na powszechną niepewność co do stabilności pracy.
Większa niż rok wcześniej sprzedaż samochodów nie zmienia także obrazu polskiego parku aut, którego wyróżnikiem są samochody kilkunastoletnie i wyeksploatowane. To niestety efekt potężnego prywatnego importu, zdominowanego przez samochody przeszło 10-letnie, zwykle po większych lub mniejszych kolizjach, a więc także niebezpieczne. Mimo wielu dyskusji o szkodliwości takiego zjawiska dla całego motoryzacyjnego rynku, rząd nie podejmuje działań mogących ograniczyć napływ takich pojazdów. Szkoda, bo z jednej strony tracimy szansę na zmianę niekorzystnej struktury wiekowej, z drugiej – na wzrost sprzedaży samochodów nowych.
W rezultacie wciąż mamy jeden z najsłabszych wskaźników tzw. chłonności rynku, czyli liczby aut rejestrowanych na tysiąc mieszkańców. Według Samaru, z wynikiem 7,8 szt. jesteśmy dopiero na odległym 23. miejscu wśród 30 krajów notowanych w rankingu. Na zmianę tego stanu rzeczy przyjdzie poczekać dłużej, nawet jeśli popyt będzie rósł szybciej niż w ubiegłym roku. Więc w rzeczywistości wyniki polskiego rynku mogą okazać się naprawdę zadowalające dopiero za kilka lat.