Nowy, lewicowy prezydent miasta p. Biedroń po wyroku sądu musi posprzątać po starym, lewicowym prezydencie, panu Kobylińskim. Na razie pan Biedroń straszy, że Słupsk stanął na krawędzi katastrofy finansowej. Cóż, wydaje się, że będzie musiał zrobić duży krok naprzód, ale w przepaść nie spadnie, bo przy budżecie 500 mln zł oszczędzenie 24 milionów nie powinno być problemem.
Te strachy to jedynie element gry, by zapłacili nie podatnicy w Słupsku, którzy wybrali sobie prezydenta megalomana i faraona aquaparku, lecz podatnicy w Polsce. Okazuje się bowiem - jak informuje wiceprezydent Słupska - że jego władze rozmawiały już o pomocy „z władzami centralnymi, wojewodą pomorskim, wicepremierem Piechocińskim, a także marszałkiem województwa".
- Liczymy, że otrzymamy pomoc finansową - mówi wiceprezydent.
Mam nadzieję, że się przeliczy i kolekcja rozmówców odprawi posłów słupskich z niczym.
Z tej samej relacji wynika, że twórcy aquaparku, który go obstalował, bliżej nawet do Kaliguli niż faraona. Mianowicie kwotę inwestycji ustalono na 57 mln 777 tys. 777 zł i 77 gr. bo pan Kobyliński lubi siódemki. Problem w tym, że aquapark budowany jest już od 5 lat, kosztował dotychczas bodaj 20 milionów więcej i nie ma nawet dachu.