Reklama

A może zlikwidujmy wiek emerytalny?

Wiek emerytalny może być kategorią czysto umowną pod warunkiem że w systemie emerytalnym zaczniemy rzeczywiście gromadzić środki, a nie jedynie rejestrować obietnice .

Publikacja: 24.07.2015 12:02

Krzysztof Nowak, członek zarządu Mercer Polska

Krzysztof Nowak, członek zarządu Mercer Polska

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Tytułowe pytanie to mimo wszystko rodzaj prowokacji, ale wcale nie wykluczone, że ktoś rzeczywiście odważy się kiedyś na taki ruch. Z pewnością nie będzie to Norwegia, Zjednoczone Emiraty Arabskie, czy Arabia Saudyjska. Ich systemy emerytalne (o ile w stosunku do dwóch ostatnich w ogóle możemy takiego terminu użyć) są ponad przeciętnie bogate, a gospodarki działają w oparciu o zasady niemożliwe do zastosowania w krajach pozbawionych bogactw naturalnych.

W efekcie tych krajów problem wieku emerytalnego z pewnością dziś nie dotyczy. Niestety dla reszty świata, a szczególnie dla wysoko rozwiniętych krajów Europy kwestia wieku emerytalnego jest krytyczna. Dowodów na to jest wiele, poczynając od opon, które właśnie płoną na ulicach Aten, strajków, które co rusz wstrząsają Francją, czy też obietnic wyborczych dot. powrotu do „starego" wieku emerytalnego i komentarzy jakie one wywołują w Polsce. Ale czy rzeczywiście system emerytalny bez z góry określonego wieku emerytalnego (albo ze znacznie niższym niż nasze 67 lat) jest niemożliwy?

Wydaje się, że odpowiedź na takie pytanie jest w miarę oczywista – otóż wiek emerytalny może być kategorią czysto umowną pod warunkiem, że w „systemie emerytalnym" zaczniemy rzeczywiście gromadzić środki, a nie jedynie „rejestrować" obietnice oraz dodatkowo, że świadczeniobiorcy w pełni zaakceptują fakt, że im szybciej przestaną pracować tym niższą emeryturę otrzymają.

Jeżeli tak właśnie się stanie uzyskamy system emerytalny odporny na część znanych nam zagrożeń i bezpieczniejszy dla budżetu państwa. Niestety, przy okazji będzie to system mało przyjazny dla części obywateli, szczególnie dla tych, którzy najsłabiej sobie radzą i potrzebują opieki i wsparcia państwa. Co więcej warto pamiętać, że młodzi emeryci to nie tylko niskie emerytury to również brak rąk do pracy. Choć z perspektywy gospodarki z ponad 10 proc. bezrobociem to raczej „słaby" argument, średnio przemawiający do społeczeństwa.

W modelu bez wieku emerytalnego ktoś kto zaoszczędził 5 tys. złotych to właśnie te 5 tys. podzielone przez „oczekiwaną długość życia" będzie miał do dyspozycji na emeryturze. Ani więcej, ani mniej.

Reklama
Reklama

Wielu twierdzi, że nie ma nic bardziej sprawiedliwego niż taki mechanizm. Każdy dostanie taką emeryturę na jaką zdołał zapracować i odłożyć. Jeżeli będzie chciał z niej skorzystać wcześniej, to oczywiście będzie ona niższa (mniej lat oszczędzania, dłuższy okres pobierania świadczenia). Jeżeli zgodzi się pracować dłużej, oszczędności wzrosną, a w efekcie wzrośnie również emerytura.

Poniżej prosta ilustracja tych zasad - trzy różne scenariusze, z różnym okresem oszczędzania i różnym wiekem przejścia na emeryturę. Dla celów wyliczenia tej ostatniej przyjąłem, że będzie ona liczona mniej więcej tak jak dzisiejsza emerytura z ZUS, czyli kwotę zgromadzonych środków podzielono przez statystyczne dalsze trwanie życia. W przykładzie założono, że z chwilą rozpoczęcia pracy (wiek 25 lat) każdy zaczyna oszczędzać 10% swoich zarobków. Zarobki na początek wyniosą 3 500 zł miesięcznie i będą rosły o 1,5% rocznie ponad inflację. Z naszych inwestycji osiągniemy dochód w wysokości 2,5% rocznie (także ponad inflację). Takie „bezinflacyjne" założenie powoduje, że wszystkie prezentowane kwoty są wyrażone w dzisiejszych złotówkach i można jest w miarę swobodnie porównywać.

Przykład doskonale ilustruje opisany powyżej mechanizm. Im szybciej przechodzimy na emeryturę, tym krócej oszczędzamy, a w efekcie mniej środków jesteśmy w stanie zgromadzić. Dodatkowo, te posiadane muszą nam wystarczyć na dłuższy okres.

Właśnie w ten sposób opisać można pierwotną zasadę w oparciu o którą funkcjonuje właściwie każdy znany nam dzisiaj system emerytalny. I do pewnego stopnia nie ma tu znaczenia, czy to system kapitałowy (gdzie są środki), czy redystrybucyjny (na wzór naszego ZUS-u, gdzie środków nie ma) – wszędzie bowiem szybsze przechodzenie na emeryturę oznacza mniejsze składki i dłuższy okres pobierania świadczeń. Nawet w systemach repartycyjnych (nasz ZUS) możemy wdrożyć pewne rozwiązania pochodzące z systemu kapitałowego, które zdecydowanie zwiększają bezpieczeństwo naszych przyszłych emerytur. Po pierwsze, nawet jeżeli świadczenia finansujemy z bieżących składek lub podatków to nadal ich wysokość może pozostawać w możliwie najbardziej bezpośredniej relacji do opłaconych wcześniej składek – tak jak ma to dzisiaj miejsce w Polsce. Po drugie możemy wprowadzać do „systemu podstawowego" uzupełniające rozwiązania kapitałowe, na wzór polskich OFE, PPE, IKE i IKZE. Niestety praktyka potwierdza, że nawet takie „pośrednie" rozwiązania trudno politykom skutecznie stosować – prawie zawsze oznaczają one krótkoterminowy koszt dla budżetu. Przy czym efekt nierzadko pojawia się dopiero za kilka, czy kilkanaście lat. A to już nie jest „punkt widzenia" współczesnej polityki. W efekcie trudno znaleźć promotorów tego typu zmian.

I właśnie z tej perspektywy warto spojrzeć na demografie i te zjawiska, które decydują o wysokości naszych dzisiejszych i przyszłych emerytur. Zacznijmy od zmian w średnim wieku obywatela naszego kraju. Jeszcze w 1960 roku średni wiek w Polsce wynosił nieco powyżej 26 lat (przy średniej europejskiej 31). W roku 1970 wzrósł do 28 lat (Europa 32 lata). W 1990 osiągnął poziom 32 lat (34 w Europe), by w 2010 wynieść już prawie 38 lat (Europa prawie 40). Prognozuje się, że w 2020 roku średni wiek w Polsce wynosić będzie 41 lat (w Europie 42), a w 2030 aż 45 lat (44 w Europie). Najkrócej mówiąc tak istotne zmiany demograficzne to efekt coraz większej liczby osób starszych i mniejszej liczby urodzeń. Z perspektywy systemu emerytalnego sytuacja ta oznacza istotną zmianę relacji osób pracujących (opłacających składki emerytalne) do emerytów (osób pobierających świadczenia). Mniejsza liczba pracujących to niższe wpływy do ZUS, w efekcie niższe emerytury. Dodatkowo martwi nie tyle dzisiejsza sytuacja, co relacja zatrudnionych do emerytów za 10, 20, czy 30 lat. Przypomnijmy że, będą o niej decydować (po stronie liczby pracujących) m.in. takie zjawiska jak wysokość zarobków (wyższe zarobki, mniejsza skłonność do emigracji i większa możliwość „ściągania" zasobów pracy z zagranicy), starzenie się społeczeństwa (więcej osób starszych, w efekcie więcej pobierających świadczenia, między innymi w efekcie wydłużania się długości życia), wciąż za niska aktywność zawodowa osób 50+, otwartość kraju na emigrację z zewnątrz, czy w końcu liczba urodzeń, których poziom pozwoli odtworzyć potencjał osobowy kraju. Wiele z tych parametrów wywołuje obawy o przyszłość, np. niskie wskaźniki dzietności. Obecnie to ok. 1,3 dziecka na rodzinę (powinno być minimum 2), blisko dwa razy mniej niż w 1980 roku. Idąc dalej – liczba emigrantów przybywających do Polski. Nawet jeżeli ich liczba rośnie (trudno ocenić do jakiego poziomu, statystyka tutaj zdecydowanie nie uwzględnia wszystkich przybywających do kraju) to wciąż skalę tego zjawiska trudno uznać za istotną z punktu widzenia przyszłych potrzeb. Co więcej skala przyjazdów do Polski jeszcze długo nie zdoła zrekompensować „ubytku" spowodowanego emigracją do Wielkiej Brytanii, Irlandii i innych krajów UE.

Na bazie wszystkich tych danych można sformułować raczej oczywisty wniosek – nie chcąc wydłużać wieku emerytalnego, a przy tym chcąc zachować obecną wysokość emerytur (oraz koszty dla budżetu) to albo podniesione zostaną składki lub podatki (więcej wpływów do systemu), albo uzupełnimy nadwyżkę z oszczędności (więcej będziemy oszczędzać w trakcie kariery zawodowej), albo obetniemy inne wydatki finansowane ze środków publicznych. Oczywiście możemy również sfinansować te dodatkowe koszty zwiększając deficyt budżetu, ale niewielu znajdziemy dzisiaj świadomych zwolenników takiego rozwiązania. Przykład Grecji jest tutaj na tyle wymowny, że chętnych do zadłużenia państwa nie jest na szczęście zbyt wielu.

Reklama
Reklama

Coraz częściej w kontekście tego typu dyskusji pojawiają się również głosy, że odwoływanie się do idei „emerytur Bismarckowskich" wydaje się być, jeżeli nie błędem to przynajmniej pewnego typu naiwnością. O ile sama koncepcja przetrwała ponad 100 lat to jednak dzisiaj właściwie nie ma na świecie przykładów, że model w którym pracujący mogą w całości sfinansować w odpowiedniej wysokości świadczenia emerytom może być kontynuowany.

No i oczywista konkluzja na koniec. Żaden ze współczesnych systemów emerytalnych nie działa w sposób jak przedstawiono w przykładach, czyli w oparciu o rzeczywiście zgromadzone aktywa. W praktyce dominują i długo będą dominować rozwiązania w których przynajmniej częściowo „żyjemy z tego co dostaniemy od państwa". W takich systemach to państwo wypłaca emerytom albo to co oni wcześniej wpłacili do systemu (przykład naszego ZUS-u i indywidualnych rejestrów), albo wypłaca im „dowolnie mało lub dowolnie dużo". To „dowolnie" oznacza, że wartość emerytur pozostaje w takich systemach jedynie w luźnym związku lub nawet bez żadnego związku z kwotami odprowadzanych składek. Jedynie kilku najbogatszym krajom udało się stworzyć państwowy system kapitałowy. Jednym z najbardziej spektakularnych przykładów jest oczywiście Norwegia i jej państwowy fundusz emerytalny (drugi co do wielkości, zaraz za funduszem Abu Dhabi, posiadający ok. 1 proc. wszystkich akcji notowanych na światowych giełdach). Niestety szansa, że ktoś jeszcze odkryje w najbliższym czasie odpowiednio zasobne złoża ropy, gazu, czy złota są niewielkie. W efekcie reszta świata skazana jest na ciągłą „walkę" o zapewnienie dzisiejszym emerytom świadczeń i zadbanie przy tym o interes przyszłych generacji.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Bułgaria, czyli o znaczeniu sprawnych instytucji
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Twarda składka (zdrowotna) do zgryzienia
Opinie Ekonomiczne
Prof. Beata Javorcik: Stary wspaniały świat?
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Europejski balon Chin
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Opinie Ekonomiczne
Gorynia, Kośny, Hardt: Sięgnijmy do ekonomii
Materiał Promocyjny
Nowa era budownictwa: roboty w służbie ludzi i środowiska
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama