Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby powodem tej decyzji były panujące w sierpniu upały i w związku z tym nieoczekiwanie niski stan wód oraz ich wysoka temperatura uniemożliwiająca chłodzenie bloków energetycznych. Trudno jednak nie przewidzieć, że w lecie może być gorąco.
Paradoks sytuacyjny obecnego stanu rzeczy nie wynika jednak z braku dyspozycyjnych mocy lecz głównie z systemowej irracjonalności spowodowanej brakiem zarządzania popytem na energię w tzw. godzinach szczytu. Polega to na dobrowolnej redukcji pobieranej z sieci energii (z reguły w godzinach szczytu) przez klientów w zamian za stosowne wynagrodzenie. Klienci ci decydują się na przesunięcie swojego popytu na energię poza godziny szczytu.
W połowie 2014 roku Europejski Kongres Finansowy rekomendował wdrożenie programu zarządzania popytem na energię elektryczną jako prorynkowego rozwiązania problemu możliwych niedoborów mocy. Co więcej określono warunki skutecznego wdrożenia zarządzania popytem na energię (DemandSideResponse – DSR), a także zorganizowana została w PAP debata na ten temat z udziałem osób odpowiedzialnych za stabilność krajowego systemu energetycznego.
Dyskusje na ten temat trwają w Polsce od kilku lat i trudno wytłumaczyć dlaczego ten relatywnie prosty projekt nie został wdrożony. Potencjał oszczędności energii w godzinach szczytu, który można w ten sposób osiągnąć szacowany jest na 2 tys. negawatów (NW), a więc więcej niż np. mają produkować nowe bloki elektrowni Opole. Zamiast budować kolejną elektrownie na pokrycie zapotrzebowania w szczycie, a takie zapewne będą konkluzje z zaistniałej sytuacji, warto rozważyć alternatywne, tańsze metody zabezpieczenia energetycznego, takie jak zarządzanie popytem. W tym przypadku irracjonalności systemowej na poziomie makroekonomicznych towarzyszy racjonalność na poziomie mikro. Po co bowiem płacić klientom za gotowość redukcji zapotrzebowania na energię, czyli płacić za tzw. negawaty, skoro w majestacie prawa można im prąd odłączyć nieodpłatnie, a to a to nie generuje kosztów u odłączającego. Konsekwencje odłączeń nie dotyczą bowiem Polskich Sieci Elektroenergetycznych lecz korporacyjnych odbiorców prądu, w odróżnieniu od hipotetycznej sytuacji gdyby w ramach zarządzania popytem redukcje zapotrzebowania były opłacane. Mamy „kłopot na zamówienie" jak określa to niekwestionowany autorytet z dziedziny systemów energetycznych prof. Jan Popczyk. Dodałbym, że towarzyszą mu inne, drobniejsze irracjonalności.Np. PSE apelują o ograniczenie zużycia energii w godzinach 11 – 15 podczas gdy oferowany przez wszystkich sprzedawców prądu w Polsce system dwutaryfowy (tzw. G-12) stymuluje, poprzez obniżoną cenę, wzrost zużycia energii w godzinach 13 – 15.
Zaistniała sytuacja powinna mobilizować odpowiedzialne z stabilność polskiego systemu energetycznego instytucje, w szczególności PSE i URE do stworzenia warunków dla profesjonalnego zarządzania popytem na energię elektryczną. Należy rzetelnie odpowiedzieć na pytanie kto płaci za brak zarządzania popytem na energię elektryczną w Polsce?