Szczegóły wychodzą na światło dzienne powoli, mniej lub bardziej oficjalnie, pewnie w części ich po prostu nie ma. Stąd ostrożność w szacunkach, w jaki sposób propozycje PO konkretnie zmienią sytuację finansową Polaków. Mamy na razie zaledwie zrąb, koncepcję, zarys projektu i niewiele więcej.

Jednak nawet te niepełne informacje składają się na obraz, który można uznać za interesujący. Na przykład wygląda na to, że wprowadzenie reformy a la Platforma rzeczywiście stworzyłoby szanse na ukrócenie problemu tak zwanych umów śmieciowych. Tyle że potencjalna atrakcyjność tych i innych rozwiązań zawartych w pakiecie to dla PO zarówno atut, jak i obciążenie.

Atut, bo Platforma w końcu pokazała chęć do odważniejszych działań, propozycję – przynajmniej dziś tak to wygląda – znaczącego uproszczenia systemu podatkowo-składkowego. A obciążenie, gdyż powstanie tej propozycji wymusiła logika wyborcza. Nie zadecydowała o nich odwaga PO i dążenie tej partii do zmian, lecz wyniki wyborów prezydenckich i obecnych sondaży. Wyborcy są zbyt inteligentni, żeby tego nie dostrzec.

Mimo to Platforma dzięki swoim propozycjom może urwać kilka wyborczych punkcików. Znacznie mniej prawdopodobne jest w tej chwili, że utrzyma się przy władzy. Ale gdyby do tego doszło, zaniechanie ogłoszonych w weekend projektów oznaczałoby dla tej partii katastrofę.

PO rzuciła na szalę całą swoją wiarygodność i wiarygodność swoich liderów, w tym ludzi cieszących się dużym autorytetem, takich jak Janusz Lewandowski. Porzucenie najnowszych pomysłów oznaczałoby groźbę rozpadu partii i ostateczną kompromitację w oczach wyborców. Zatem przynajmniej pod tym względem Platforma już się nie wykpi.