Pojawił się właśnie kolejny kłopot: nakładanie dodatkowych danin od obrotu na towary już obłożone akcyzą jest sprzeczne z unijnymi dyrektywami. Pojawiające się gdzieniegdzie w Europie takie pomysły były skutecznie eliminowane orzecznictwem odpowiednich trybunałów.

A przecież po pierwszym niezbyt udanym podejściu Ministerstwo Finansów ma przedstawić nowy projekt ustawy o podatku handlowym już w tym tygodniu. Czyli błyskawicznie. Źle to wróży jakości tych przepisów. Nie dlatego, że zajmują się nimi marni prawnicy. Dlatego, że tak prosty – wydawałoby się – rodzaj działalności jak handel detaliczny jest we współczesnej gospodarce niesłychanie skomplikowany i od strony biznesowej, i od strony prawnej. Już przy pierwszym podejściu do ustawy MF połamało sobie zęby chociażby na handlu internetowym. Ale ten tradycyjny też nie jest prostszy jako materiał do opodatkowania, o czym właśnie świadczy na przykład problem z towarami akcyzowymi.

Jestem w stanie zrozumieć, choć bez wielkiego entuzjazmu, potrzeby budżetu związane z finansowaniem programu 500+ między innymi podatkiem od handlu. Zresztą PiS zapowiadał takie rozwiązanie w kampanii, a wyborcy je zaakceptowali, głosując na tę partię. Tylko nie jestem pewien, czy głosowali za podatkiem, który rykoszetem uderza w małe polskie sklepy, wywraca e-handel czy naraża Polskę na ciąganie przed międzynarodowe trybunały. A dotychczas zapowiadane rozwiązania zapewniały tego rodzaju wątpliwe atrakcje.

Może więc warto poczekać chociaż kilka tygodni, doszlifować projekt, porządnie skonsultować go z branżą i wypuścić w świat przepisy w jak największym stopniu pozbawione raf. Owszem, jest to rozwiązanie mniej efektowne od strony politycznej. Na pewno jednak bardziej skuteczne niż prawo tworzone na kolanie.