W końcu to samorządy są bliżej ludzi, ich potrzeb i problemów. Lotniska to zaskakujący przykład, że tak nie jest. I to nie jedyny. Samorządy często okazują się tyko władzami centralnymi w miniaturze.
Ostatni już, poniedziałkowy rejs samolotu czeskich linii lotniczych z Radomia do Pragi (teraz znów lotnisko będzie stało puste) to okazja do refleksji nad przejawami szaleństwa samorządowców i jego konsekwencjami finansowymi. Unia daje kasę, to często buduje się wszystko i gdzie popadnie: porty lotnicze, stadiony, akwaparki, sale koncertowe. Nikt nie patrzy, czy to będzie zarabiać. Nikt nie myśli, że utopienie ogromnych kwot w nowe obiekty, to dopiero początek. Trzeba je jeszcze przez lata utrzymać. A to studnia bez dna.
Lokalne władze zaspokajały w ten sposób ambicje, włodarze miast budowali sobie pomniki za życia. O to głównie chodziło, bo Ich kalkulacje biznesowe były mirażami. Będzie duży i nowoczesny port, to natychmiast zaczną przyjeżdżać biznesmeni, inwestować w okolicy, pojawią się turyści i wydatek z nawiązką się zwróci. Im port większy, tym miasto poważniej się prezentuje. Nieważne, że w odległości 100-150 km, jak w przypadku Radomia, znajdują się cztery już z działające lotniska w Warszawie, Modlinie, Łodzi i Lublinie. Dlaczego jednak nie mieliby wybrać Radomia, skoro są tutaj mgły rzadziej niż w Warszawie? Takie argumenty było nieraz słychać zamiast przedstawienia porządnego i wiarygodnego biznesplanu.
W takiej sytuacji pozostaje wierzyć w szczęście. Przyda się portowi lotniczemu w Szymanach na Mazurach, który kosztował 350 mln zł, licząc z linia kolejową. Pierwszy, mały samolot wystartował tam przed miesiącem.
Unia Europejska dopiero niedawno zaczęła blokować pieniądze na takie wielkie i ryzykowne inwestycje. W przypadku Gdyni weszła do gry, gdy terminal był już niemal gotów. Urzędnicy w Brukseli byli zszokowani, że powstaje lotnisko oddalone o mniej niż 30 km od korzystającego z funduszy unijnych gdańskiego Rębiechowa, które ma jeszcze ogromne rezerwy. Utopiono w nim blisko 90 mln zł.