Pierwszy, typowy dla ogółu obywateli, to zwykłe zaniedbanie zdrowia tak, że organizm odmawia posłuszeństwa. Drugi sposób charakterystyczny jest dla polityków odpowiedzialnych za kondycję społeczeństwa. Polega on na tym, że nieumiejętnie obchodząc się z problemami ochrony zdrowia, fundują oni sobie polityczną zarazę, gorszą od dżumy i cholery razem wziętych. I kiedy w ubiegły wtorek zobaczyłem telewizyjnego newsa ze spotkania premier Beaty Szydło z pielęgniarkami w Centrum Dialogu Społecznego, zadrżałem. Oto bowiem pani premier, której swoją drogą życzę najlepszego zdrowia, wykazała objawy tej przypadłości.
Obrazek tylko pozornie wydawał się sielski – szefowa rządu zaniepokojona eskalacją konfliktu pielęgniarek z ministrem zdrowia postanowiła wziąć sprawy we własne ręce i spotkać się z przedstawicielami Solidarności. Czy państwu wszystko się zgadza w tym kadrze? Rzecz dzieje się w Centrum Dialogu Społecznego, ale czy to jest dialog społeczny? Pomogę – sprawdźmy po kolei: strona związkowa? Jest, ale tylko jeden, podobno zresztą mało reprezentatywny dla tej grupy zawodowej związek. Strona rządowa? Jest, reprezentowana przez premiera i ministra. Kogoś brakuje? Tak!!! Pracodawców! A przecież bez wszystkich trzech stron, czyli pracodawców, pracowników i rządu nie ma co mówić o dialogu społecznym, szczególnie w kwestiach płac. To raczej jakieś niezobowiązujące spotkanie przy kawie i ciasteczkach, zgodnie z popularną retoryką z branży konstytucyjnej.
Dlaczego pracodawcy muszą brać udział w takich rozmowach? A kto organizuje opiekę zdrowotną? Pracodawcy! Kto zatrudnia pracowników? Pracodawcy! Skąd się biorą wynagrodzenia pracowników? Z kontraktów, które NFZ zawiera z pracodawcami! Chyba że pani premier będzie z budżetu finansować wszystkie ewentualne podwyżki, zarówno w podmiotach publicznych, jak i prywatnych, a wówczas to co innego.
Doskonale rozumiem, że o zwiększeniu nakładów na służbę zdrowia, w tym płac, musimy rozmawiać. Wiem, że sytuacja kadry – wspaniałych fachowców, ludzi oddanych swemu powołaniu – jest zła, niekiedy tragiczna. Że cierpią przez to pacjenci. Ale na litość boską, rozmawiajcie także z tymi, których księgowość chcecie tak beztrosko demolować!
Bulwersuje mnie także to, że rząd, organizując ad hoc takie spotkania, popełnia znów te same, stare błędy. To już przerabialiśmy. Był premier, który tylko ze związkami próbował rozwiązać problemy polskiego górnictwa. Był minister, który ustalał płace pielęgniarek za plecami pracodawców. I co z tego wyszło? Chyba że rząd autentycznym dialogiem nie jest zainteresowany, nie chce rozmawiać z pracodawcami, rozmawia tylko z jedną stroną, jak właśnie w tym przypadku. Dziel i rządź. Zajmuj partnerów problemami, ale tych problemów nie rozwiązuj. Przepraszam, ale to ma być metoda „dobrej zmiany"?