Regionalne punkty krwiodawstwa będą dziś najbezpieczniejszymi miejscami w kraju – żartują rezydenci, którzy masowo zamierzają w poniedziałek oddawać krew. Dzień przed protestem nieobecność w pracy deklarowały całe grupy młodych lekarzy z oddziałów szpitalnych w całej Polsce. „Anestezjologia w szpitalu X – do pracy nie przyjdzie żaden z rezydentów", „Pediatria w Y też" – pisali na Facebooku. W ten sposób wesprą kolegów głodujących w Warszawie.
Inaczej niż podczas zeszłorocznej manifestacji Porozumienia Zawodów Medycznych tym razem walczą o zwiększenie finansowania całego systemu.– Domagamy się wzrostu nakładów na ochronę zdrowia, bo bez tego nie zlikwidujemy kolejek i nadmiernej biurokracji, nie podniesiemy jakości leczenia, a wreszcie – nie zapewnimy poprawy warunków pracy i płacy – mówi Joanna Matecka, rzeczniczka Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL). I dodaje, że medycy oczekują formalnego zagwarantowania społeczeństwu reformy ochrony zdrowia.
Rezydenci (lekarze w trakcie specjalizacji) podkreślają, że wybrali formę protestu, która nie pokrzywdzi żadnego pacjenta. – Nie odchodzimy od łóżek, nie narażamy nikogo na niebezpieczeństwo. Wręcz promujemy zachowania prozdrowotne, zapełniając banki krwi – podkreśla Joanna Matecka.
Według zapowiedzi to najpowszechniejsza forma protestu. Za oddanie krwi przysługuje bowiem dzień wolny od pracy. Ci z ponad 17 tys. rezydentów, którzy jednak zdecydują się pracować, mają tego dnia założyć koszulki z przebitym laską, zakrwawionym wężem Eskulapa i napisem „Protest głodowy". Głodować w nieujawnianym na razie miejscu w Warszawie ma około 30 osób, głównie lekarzy. Udział zapowiedzieli też fizjoterapeuci, ratownicy medyczni i pielęgniarki.
Choć termin protestu był znany jeszcze przed wprowadzeniem sieci szpitali, rezydenci nie mogli wybrać lepszej daty. Poniedziałek to drugi dzień funkcjonowania ustawy o sieci szpitali, która przenosi punkty nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej do placówek szpitalnych. A jak mówią sami rezydenci, w większości placówek dyżurują w nich właśnie oni. Jeśli nie przyjdą do pracy – czy to ze względu na oddanie krwi, czy zwolnienie lekarskie – na nocnym dyżurze będzie ich musiał zastąpić ktoś ze starszych kolegów. To może jeszcze bardziej zdezorganizować pracę w wielu szpitalach, które w braku specjalistów bazują na lekarzach w trakcie specjalizacji. Najbardziej ucierpieć mogą małe szpitale w najodleglejszych miejscach Polski, które zmagają się z najpoważniejszymi brakami kadrowymi. Tym w dużych miastach zastępstwo zorganizować łatwiej.